och, ten dzień był od samego początku bardzo nieudany.
pomogły mi wspaniałe osoby (tu specjalny uśmiech dla D. i buziak w nos;*)
skończyłam harrego i bardzo ubolewam, no cóż. niech mu się dobrze żyje z tymi dziećmi i ginny.
a na koniec, no właśnie. 'ubieraj się, upatrzyłam dla ciebie coś'.
ok. jadę do sklepu.
mama pokazuje garnitur, ok fajny. ale zobaczylam TĄ spódnicę i TEN gorset.
i się zakochałam.
ok, przymierzam. garnitur idealny, jak nigdy. bierzemy.
przymierzam spódnicę. idealna. ale mamo ja nie chcę garnituru.
proszę, ja nie chcę, ja nie chcę. gorsetgorsetgorset.
założyłam, poryczałam się no nie. pani się śmieje i mówi, że wyglądam jak księżniczka.
no bez kitu. i mama była skończona, musiała i już.
ojjj, marzenia się spełniają i można się poczuć jak pięcioletnia dziewczynka, która dostaje lalkę barbie i można widzieć w lustrze jak oczy ci błyszczą.
nie podejrzewałam się nigdy o coś takiego. widać i we mnie są jakieś takie typowo dziewczęce porywy.
zbyt ładna dla brzydkich
a dla ładnych za brzydka