Wiedziałam, że piątkowa podróż do szkoły skończy się chorobą.
Bo to za duży hardcore był.
Przewiało mnie konkretnie.
Piątkowy inglisz był nice.
Najpierw Mr. L mnie do sushi baru wysłał po sajgonki, potem śpiewaliśmy z Krewi i Filipem "Silent Night" (stare, dobre chóralne czasy wróciły), potem było "happy birthday" dla Filipa, dużo uścisków i ogólnie miło było.
Tylko jedna kłopotliwa sytuacja przez Krewi się urodziła .
Wczoraj czytałam "Dymy na Birkenau", "Pożegnanie z Marią" i obejrzałam "Katyń" z metalicznym. Potem pożyczyłam od niego "Chirurgów" na DVD i koolturalnie pod kocem z herbatą sobie siedzę.
Dziś rano o dziwo ożyłam. Posprzątałam i biorę się za rysowanie. Praca (i wynagrodzenie ) czeka.
Muszę jakoś poniedziałek przeżyć.
Historia z TĄ szmatą i fakultety z polskiego.
Jak wyrobię to pojadę na koncert Godar.
Mają grać kolędy w wersji "hard" & "heavy" .
Może jak się z Rrrr dogadam to z technicznymi wbiję .
Byle do wtorku: wigilia klasowa, bzium do domu i łóżko, bo ocipieję.
Jakoś między świętam chcę żeby Krewi z Miśkiem wbili do mnie.
A sylwester?
No tego to ja nie wiem
Gruberfish miał coś robić, ale nie wiem.
Może do Damiana - pedałka wbiję, albo Szczepan coś zrobi.
/Lipali, Sweet Noise, Acid Drinkers/