Siedzi mi coś na wątrobie... najgorsze jest to, że nie za bardzo mam o tym komu powiedzieć - tzn moze inaczej... nie wiem komu to powiedziec, bo jakos tak dziwnie... sama nie wiem czy to jest dobre czy zle i nie wiem czy ktos jest w satanie wysluchac mnie bez skrzywienia miny... bez pomyslenia "ale Ty jesteś glupiaaaa" albo "o kurcze!" dziwiąc się, że coś takiego może mieć miejsce i niedowierzając zarazem
Tak tak... bywają takie chwile gdy człowiek mimo tych kilku wspaniałych przyjaciół nie ma komu powiedziec tego co by chciał... bo jakoś tak głupio, bo jakoś tak dziwnie...
Bo może chciałoby się wszytskie szczegóły i detale zachować dla siebie a zarazem podzielić wszystkim o czym się myśli, czego się doświadczyło i co się przeżyło... opowiedzieć o dreszach przechodzących na ciele przy z pozoru błachych sytuacjach...
Nie bardzo ma kto doradzić - bo w tym się chyba nie da...
Jestem zdana na Tego Na Górze, oddaje mu całe moje centrum dowodzenia...
Zdjęcie: kolejne z jednej z prób, oddające chyba radość bycia :)