Tak to już ze mną jest.
Czasem sama nie wiem, czego tak naprawdę chcę. Miotam się. Gubię kroki... Jednak koniec końców zawsze powracam na tę właściwą ścieżkę.
Czas mija, zmieniają się miesiące, z drzew pospadały już wszystkie liście.
Moje serce też jest uboższe. Obecnie jest w nim trochę więcej dziur do załatania, ale to się da zrobić.
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest po coś - i chyba teraz dociera to do mnie z całą mocą. Po co wypłakiwać sobie oczy za czymś, co było tylko fikcją?
I tak sobie egzystuję, przeżywam - zwykle mocno, mocniej. Wzruszam się, śmieję, ale często też płaczę, upadam. Pewnie dlatego, że dość ślisko bywa na drogach. Na szczęście wciąż daję radę szybko się podnieść i z podniesioną głową iść dalej. Przed siebie. To jedyny właściwy kierunek.