Wchodzę doń po schodach ciemnych...
Drzwi są dębowe i ciężkie...
Wisi na nich kołatka...
Ma dłoń sięga po nią...
Wydaje głośny pogłos...
Uchyliły się do środka...
Skrzypiąc zawiasami...
Wchodzę krokiem delikatnym..
Niepewnym...
W toń mroku...
Wtem widzę postać jasną...
Czerń rozpraszającą...
Me źrenica zahapnotyzowała...
Mara...
czy to błogosławieństwo czy kara?...