...i uśmiechała się do wspomnień. Już trochę zapomniała jak to jest kiedy świdrował ja wzrokiem. Przypominała sobie jego głos, który szelestem z każdym kolejnym słowem zakradał i zapisywał się na dysku twardym w jej głowie podpisanym Jego imieniem. Tak cholernie jej go brakowało, że nawet jedząc kanapkę z jajecznicą wyobrażała sobie, że całuje Jego usta. Kochała go i wiedziała, że to miłość do grobowej deski. On jej obiecywał, że kiedy ona umrze On pójdzie za nią, bo mieli już do końca świata być razem i 'nie opuszczać się aż do śmierci'.
Miała przed sobą jego uśmiechniętą twarz i oczy w kolorze burzowego nieba. Widziała w nich swoje odbicie i wiedziała, że to odbicie On sobie skrupulatnie rejestruje, a później sklei to w jedną całość, w piękną, długą, nie zawsze szczęśliwą, ale jednak pomyślną historię życia.
Bo ona była dla Niego całym światem, a On dla niej stałym lądem.