Good evening... infidel!
Wkońcu przybyło moje kochanie ^^ Tak niespodziewanie i tak nadle. Poprostu szok! Tak miło to mnie jeszcze nitk chyba nie zaskoczył :* ^^. Jednym słowem mówiąc - jestem w niebowzięty i chce mi się skakać z radości i krzyczeć z euforii. A prawdę mówiąc już zapomniełem o tym, a tu proszę: wchodzę do domku i prawie że w drzwiach wita mnie zaglądając ze skrzynki Ubuntu ^^. :D Wkończu się jego doczekałem a dziś z tej euforii już Kubuntu zamówiłem - jak szaleć to szaleć:P
Umierałem. 3 dni to trwało... a właściwie dwie noce i dzień...
Pierwsza noc - nie mogłem zasnąć, zwalniało mi serce i oddech słabł. Przestraszyłem się żę koniec już bliski. A może tak jest? Potem budziłem się w nocy i nie mogłem zasnąć.
Druga noc - znów problemy z zaśnięciem. Jakby tego było mało obudziłem się w nocy i wymiotowałem.
Dzień 3 - człowiek nie do życia - totalny wrak, jakby na kacu tylko że wcześniej nic nie piłem. Wieczór był zabójczy - gorączka prawie 39 stopni. Czułem już jedną stopą 'ziemię niczyją'.
Wniosek - chyba się czymś zatrułem :P Dziś już dobrze jest :)
Oj miała być dziś nocka z Władcami Móch - nie wyszło. Był a2 za to i nie żałuję bo był... Blind Guardian

.
A teram mówimy wam dobranoc i idziemy spać :)