"Na konfrontacji trup nie rozpoznał swego mordercy."
Osoba nr. 4 - dziki osobnik płci męskiej
Mijały tygodnie od śmierci Miłosza. Zero wyrzutów sumienia - kompletnie nic. Znak, że nie był niczego wart i trzeba było go się pozbyć ale coś mi spędzało sen z powiek. Kolejne dwie osoby, które miałem zlikwidować. Z tym, że nie mogłem ich odnaleźć. Gdzieś się ukrywają. Tylko gdzie ?
Z takimi myślami poszedłem do pracy.
W ostatnim czasie dorabiałem sobie w "Gospodzie u Jana" wiejskiej knajpie położonej w centrum miasta. Atmosfera dosyć swojska. Wiele ludzi się przewijało przez tą knajpę. W ten piękny i złowieszczy dzień wszedł do podanej knajpy. On dziki i nieujarzmiony rumak. Pan K. Poszukiwałem go długo aż tu się nadarzyła okazja. Nie przyszedł sam. Przyszedł z rodziną. Matką, siostrą i bratem. Pewnie będą ucztować. Ale uczta nie musi się skończyć dobrze. Ha ha. W mojej głowie knuję kolejną intrygę i plan, który jak się wcieli w życie pozwoli mi zniszczyć kolejnego wroga. Dawniej bliskiego memu sercu a teraz najgorszemu z najgorszych. Siadł obok okna, a także blisko zwrotu naczyń. Dzięki czemu mam na niego widok. Obserwuję go. Chyba zamówili obiad tak obiad. Adam szykuje im jedzenie. Sam niestety nie mogę przyszykować - nie jestem kucharzem. Niestety. Po około 15 minutach obiad zostaje podany. Widzę ich jak jedzą,a w moich oczach rysuje się potężna nienawiść do tego osobnika.Obmyślam morderczy plan. Tymczasem Pan. K. Wychodzi. Jak zdążyłem usłyszeć do toalety Tak ! Pójdę za nim.
I pójdę. Biorę nóż pod fartuch i mówię szefowi zmiany, że wychodzę na papierosa. Zgadza się. Ależ on głupi. Przecież nie palę. Wychodzę z knajpy i podążam za jego smrodem. Zmysł węchu mam opanowany do perfekcji. Wchodzę do toalety. Stoję przed kabinami i sprawdzam czy są zajęte. Jedn a jest zajęta. On tam jest. Wyczekuje tej chwili. Drzwi otwierają się - wychodzi. Nasze spojrzenia wymieniły się. Wtedy zostaje popchnięty pierwszy raz nożem. By dać upust swym emocjem zostaje pchnięty kolejny, kolejny i kolejny raz. I znowu. Kiedy widzę, że leży cały we krwi wciągam go do kabiny.Naklejam na niego kartkę z numerem 4. Wtedy widzę na całym fartuchu krew. Podobnie jak i na nożu. Ściągam fartuch i podchodzę do zlewozwyków. Myję fartuch i nóż. Przepłukuje. Wtedy drzwi otwierają się. Wchodzi klient. Uprzejmnie informuję go, że toalety mają awarię. Uwierzył - głupi wyznawca kultury masowej. Ale dobrze, że uwierzył bardzo dobrze. Wracam do gospody. Udaję chorego - zwalniam się wcześniej do domu. Wiem, że teraz pozostaje mi tylko ukrywać się ....
Pozdrawiam:
Damiana, Martynę, Michała, Anię, Konrada, Marzenę i wielu innych czytających mego bloga. Buziaki xD
Podana historia jest jedynie fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń przypadkowe