rok temu chwaliłem 2012. nie bez powodu, wykonał świetną robotę i nie ma co ukrywać, pod niektórymi względami pozostanie on najważniejszym rokiem mojego życia. poznanie Ciebie miało wtedy i nadal ma wpływ na wszystko wokół mnie. definiujesz mój świat, nadajesz mu kształt, jesteś pryzmatem, przez który spoglądam na wydarzenia i otoczenie.
tak też było w 2013. niesamowity czas, już od samego początku, od tych pierwszych chwil 1 stycznia, kiedy staliśmy pod rękę w Twoim salonie, poprzez te pierwsze sierpniowe, aż do tych kolejnych grudniowych. zawsze wiedziałem, że chcę spędzić 2013 z Tobą. przy Tobie łagodnieję, spokojnieję (chociaż nie ma takiego słowa, to właśnie należy go użyć; "uspokajać się" brzmi zbyt chwilowo, krótko; podczas gdy to, co mnie dotyczy to ciągłość), staję się szczęśliwy. ten rok udowodnił, że miłość jest płynnością, jest nieustannością, nie ma w niej przerw, chociaż oczywiście się zmienia i ewoluuje. przybiera w nas różne formy i chociaż jej przekształcenia są nieraz nieoczekiwane, to przecież także tak bardzo naturalne; złe chwile zawsze prowadzą do tych lepszych, a różne przykrości, chociaż nieuniknione, pozostają niczym wobec tego, co los nam dał i daje. myślę, że 2013 to nauka o Tobie, o mnie i o nas. to wspaniała, chociaż czasem trudna, nauka. poszerza perspektywy, likwiduje wąskość widzenia.
2013 dał mi mnóstwo refleksji na tematy przeróżne, był na pewno czasem dojrzewania - zarówno uczucia, jak i myśli. myśli politycznej, wizji na moją przyszłość zawodową. w końcu przyszły wnioski, co tak naprawdę chcę robić; w czym uważam, że będę się spełniał, co mi przyniesie radość, satysfakcję i byt taki, na jakim mi zależy. nie skończyło się tylko na planach, ale zacząłem robić konkretne rzeczy, by udało się tak, jak chcę.
sądzę, że w 2013 doceniłem tak naprawdę moich przyjaciół i znajomych. to też w dużej części za Twoją sprawą, bo otworzyłaś mi oczy na rzeczy, których kiedyś aż tak nie dostrzegałem, a powinienem. teraz to robię. otaczają mnie tacy cudowni ludzie, którzy tak wiele mi dają, że czasem ciężko mi to wyrazić słowami. ich czyny, wszystko, co robią jest po prostu niesamowite i chociaż to bardzo popularne stwierdzenie, to niewątpliwie mogę uznać, że mam najlepszych przyjaciół na świecie, w których niczego bym nie zmienił. bo chociaż wszyscy mamy wady, to kocham was całych, a nie w kawałkach.
co konkretnie w tym roku się wydarzyło? całkiem sporo, bo w styczniu zaszalałem (wraz z Tobą, co też było dla mnie bardzo cenne) i opitoliłem się na łyso. uważam to dziś za świetną decyzję i myślę o tym z uśmiechem na ustach. poza tym przeżyłem całkiem sporo osiemnastek organizowanych przez wspaniałych ludzi. cieszę się z tego, że każda była trochę inna i każda zostanie przeze mnie inaczej zapamiętana. to dobrze, że nie zlewają się one w jeden wielki alkoholowy ciąg, bo nie o to przecież chodzi. swoją osiemnastkę też przeżyłem, nawet dwukrotnie! jedną dnia siedemnastego marca, drugą jakieś osiem miesięcy później, świętując wraz z Misiem w Iłownicy. nie tylko z Misiem, bo 60 innych fajnych osób też tam było (nawet goście z innych części Polski, ich wkład szczególnie doceniam, jesteście niesamowici). ukulturalniłem się koncertowo, kinowo i teatralnie, nie pomnę już tego wszystkiego, ale dzięki Tobie i razem z Tobą spełniłem jedno z największych marzeń mojej późnej podstawówki/wczesnego gimnazjum (i obecnego liceum też, tylko trochę wstyd mówić :D) - byłem na koncercie Green Daya, który był zarówno moim pierwszym tak dużym koncertem. i wszystko w Golden Circle, i tak blisko, i och, i jej. 2013 przyniósł także całkiem sporo podróży i poznawania nowych miejsc - Paryża, Berlina, Jeziora Bodeńskiego na pewno nie zapomnę i już nie mogę się doczekać, aż wrócę tam, tym razem z Tobą. wakacje przyniosły nam także pierwszą wspólną wycieczkę do Warszawy, gdzie miałem najlepszego przewodnika świata; wyjazd do Ujsoł(ów) również odbył się w towarzystwie wybornym i zapisał się bardzo miło w mojej pamięci. szkoda tylko, że zamiast skarbu albo trupa znaleźliśmy rów. nerdziłem także na trzech konwentach, z czego aż dwa były super, a jeden był Krakonem. wypada też napisać coś o kłopotliwym prawie jazdy, które nauczyło mnie bardziej pokory, niż jazdy. ale taka nauka jest chyba nawet bardziej cenniejsza ;)
no i wczorajszy sylwester. cały czas wydaje mi się to wszystko z wczoraj jakieś nierealne, przedziwnie magiczne. jestem ogromnym szczęściarzem, że otaczają mnie tacy ludzie i że po raz pierwszy od tylu lat udało mi się spotkać z prawie wszystkimi (do części musiał wystarczyć telefon) przyjaciółmi w sylwestra. przyjaciółmi, którzy tak dobrze rozumieją mnie, rozumieją nas i robią dla nas takie rzeczy, których nikt inny by nie zrobił.
najlepiej chyba o 2013 świadczy to, że gdy o nim myślę, to przepełnia mnie taka radość i miłość do świata i do ludzi, że sam jestem zaskoczony, jak się jej tyle może zgromadzić. mam nadzieję, że o niczym ważnym nie zapomniałem, ale w 2013 tak wiele się działo, że to całkiem możliwe.
rok 2014 będzie rokiem zmian, bo takim musi być, żeby było dobrze. to będzie rok z pewnością ekscytujący, przyniesie dużo nowości i dużo życiowej nauki. mnóstwo doświadczeń. już teraz to wiem i zauważam, jak to wszystko zbliża się i nadchodzi. trochę się obawiam, bo przecież wkraczam na zupełnie nieznane tereny. i chociaż w tym roku pewnie będę często fizycznie sam, to wiem, że duchowo nigdy nie jestem i to mi dodaje otuchy.
młodość jest niesamowita, a to najlepsze lata naszego życia. punkt.