Gumofilcowa czaszka, tak miło zejść z tonu.
Czas leczy, czas dzieli, czas kaleczy i weseli.
Czyżbyś rany miał głębokie ,że sam czort tam łeb swój zmieści
Mdli cię na myśl o zdarzeniach ,które sen swój z powiek spędza.
Wtem przychodzi on z pomocą kojąc leczy, lecąc się mści
Z biegiem jego, wytycznego, już za tobą żalu nędza.
Czyżbyś kochał niesłychanie, tą jedną, piękną młodą
Czas się wstawia, nisząc wszystko zostawiając pustkę, zglisko.
Nie myśl sobie, to na darmo on teraz nie brat jest z tobą
Będzie mieszał co zostało, wpadasz w myśli osuwisko.
Stojąc widzisz swe odbicie nie dowierzasz już z zasady
Jak woda wciąż płynie, nie daje wytchnienia.
Twarz jakaś pofałdowana, ciągle jakieś nowe zmiany
On swą kosą łeb ci trąca, zmusza do ostatniego tchnienia.
W końcu patrząc w post życia karty, wiesz co było, miało miejsce
Rozwesela już od środka, wzrusza, tuli, smutek zwiewa.
To nie koniec chcemy jeszcze
Żeby to zrozumieć wszystko, CZASU było mi potrzeba.