Dzisiaj chciałbym uronić rąbka siebie.
A dokładniej części mnie sprzed lat.
Tej części która uchowała się na bajaniach Disney'a..
Odkąd pamiętam uwielbiałem wsłuchiwać się w dobrze przyprawione opowiastki.
Cieszyły mnie zwłaszcza te z dobrym zakończeniem.
I właśnie ta część mnie miała swoje ulubione historie.
Zafascynowany byłem historią bestii.
Tej z pięknej.
Strasznie zapatrzony byłem w mroczną otoczkę, jaką wokół siebie kreował.
Jednocześnie było w niej coś magnetycznego, co nie pozwalało oderwać wzroku.
To chyba ta siła, niezależność,
tajemnicza nutka, nie dla każdego.
Był na swój sposób unikatowy, a bynajmniej inny od wszystkich.
A ja nigdy nie przepadałem za owczym pędem.
I tak jak w tej opowieści marzyłem o rozkwicie prawdziwej miłości
z dużą dozą magii, humoru, a także tragizmu i romantyzmu.
Burzliwej i zmysłowej, dokładnie takiej jak w baśniowej scenerii.
Dziś wiem, że marzenia są dobre jedynie na samotne wieczory.
I nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.
Chyba, że bardzo postaramy się o zaistnienie ich w naszym życiu.
A zauważyliście jak śmiesznie dzieciaki wczuwają się w role swoich ulubionych bohaterów.
Chcą brykać jak tygrys. Zaczynają oblizywać słoik z miodem stylem Kubusia.
Z wielką pasją marudzą pesymizmem osioła, a nawet grają zakochanego kundla.
Pamiętacie siebie z tamtych lat?
Kim chcieliście być???????