Obudziłam się znów poszukujac Twojej dłoni na pustym łóżku. I gdy ten brak Ciebie przewędrował drogę przez receptory do mózgu. Gdy poczułam to już pospolite kłócie serca. Jakaś czara pękła, czy szala się przeciążyła? W każdym razie. Wzmogła się we mnie jakaś narastającą histeria. Zagryzłam zęby na poduszce. Chciałam, chciałam... Wydaje mi się, świat zdekonstruować. Nie mogłam już znieść myśli, że ktoś, że jeszcze ktoś może Cię mieć. Nie mogłam. Pragnęłam krzyczeć, aż do utraty głosu. Zdrapac ze ścian tynk. Zbić wszystkie lustra, co gwałca oczy brakiem Ciebie. W rezultacie wzięłam prysznic znacząc tylko trasę pokój-łazienka-pokój mieszanka rozpaczy, łez i czarnego tuszu. I tylko ten płacz, tak niemo żałosny. Cichy. Zakłócony szumiacą wodą. Tak ściśle tajny, że aż... Tak nie powinno być... Chcę tylko Ciebie, a nie fortece ze słów.