Blauka u mnie, tak racja mieliśmy iść na warsztaty, ale... jakoś tak wyszło, że akurat miały tytoń do shishy.
PRZYPALONA PODŁOGA MAKSYMALNIE.
Od rana o 9.15 rodzinne śniadanko, kawa i papieros z hertigiem i pieterkami, następnie Czubs z piwami, a później obiad który przywiozła Marzena. Wyżerka całkowita, napaleni, napici i tak można było iść na popołudniowy niemiecki.
Cudownie! Zmartwień ciąg dalszy, kupuję golfy.
Jutro pierwszy raz od dwóch tygodniu będę musiała się uczyć.