Cześć,wróciłam. Chyba :)
1."Samantha odnalazła dom i wewnętrzny spokój. Na dokładkę los obdarował ją jeszcze Johnem.
Przeszła trudną drogę do szczęścia. Pamiętaj, miłość uskrzydla".
Marta odłożyła książkę i po raz kolejny oddała się rozmyślaniom.
Patrząc przez samochodowe okno zastanawiała się jak dalej potoczy się jej życie.
Narastało w niej poczucie ,że wszystko jej już jedno, po tym co przeszła.
Jej mama walczyła teraz w szpitalu z rakiem. Lekarze nie dawali jej już wiele czasu.
Marta próbowała się z tym pogodzić, ale było to dla niej niemal nieosiągalne.
Dwa ostatnie miesiące spędziła w ośrodku opiekuńczym. Tam cierpiała niemiłosiernie tęskniąc za mamą i domem.
Nienawidziła tamtego miejsca pełnego niezrozumienia i innych zdemoralizowanych lub cierpiących dzieci.
Mieszkała w bloku tylko z mamą.
Kiedy ta trafiła do szpitala, po kilku dniach Martą zainteresowała się opieka społeczna.
Nie pozwolili jej zostać w domu, chociaż sama dobrze sobie radziła.
Nie miała żadnej innej rodziny oprócz mamy, toteż musieli ulokować ją w ośrodku.
Nie kontaktowali się z ojcem Marty, bo ślad zaginął po nim tuż po urodzeniu dziewczyny.
Musiała więc zostawić szkołę, mieszkanie i całe swoje dotychczasowe życie.
Wzięła ze sobą dwie walizki i masę wspomnień w głowie. Była bardzo przygaszona.
W ośrodku prawie nic nie mówiła.
Teraz w końcówce ferii zimowych miała zamieszkać z rodziną zastępczą na obrzeżach Gdańska.
Nie znała ich wcześniej, ani nie widziała. Wiedziała tylko, że jest to młode małżeństwo z dwójką małych dzieci.
Marta cieszyła się, że ktoś się nią zainteresował, że w końcu wydostanie się z tej "klatki".
Jednocześnie czuła się nieswojo. Co jeśli im się nie spodoba?
Kiedy samochód prowadzony przez opiekunkę opieki społecznej zatrzymał się na osiedlu domków jednorodzinnych, Marta postanowiła być dzielna.
"Dla mamy"- powtarzała w duchu. Kobieta pomogła jej wyjąć walizki.
Przed dosyć duży dom wyszedł mężczyzna i otworzył im furtkę.
Był wysoki, czarnowłosy, jego twarz usłana była ciepłym spojrzeniem i serdecznym uśmiechem.
Wziął od Marty walizki i przedstawił się.
-Henryk Rodos
-Marta Sobczyk- odpowiedziała nieco nieswojo.
-Wejdźcie- rzucił Henryk zamykając łokciem furtkę- Wyjątkowo dzisiaj mroźno!
Chodniczek prowadzący do drzwi był starannie odśnieżony. Na drzewkach i na filarach zawieszone były jeszcze lampki.
Było niewiele po 18stej, ale panowała już istna ciemność.
Drzwi otworzyła złotowłosa i młoda kobieta o śniadej cerze i błękitnych oczach.
Na twarzy malował jej się szeroki uśmiech uwidniający śnieżnobiałe zęby.
-Dzień dobry
-Dzień dobry- grzecznie odpowiedziała Marta.
-Witam pani Rodos- rzuciła zimno pani Renata z opieki społecznej.- To jest Marta.
Ja muszę już iść. Gdyby były jakieś kłopoty- ucięła i spojrzała na dziewczynę- proszę dzwonić. Przyjadę za tydzień.- odwróciła się i wyszła.
Marta rozglądała się wokoło. W holu na ścianach widniały kolorowe obrazy.
Jeden najbardziej przywrócił jej uwagę. Na obrazku żywymi kolorami została namalowana szczęśliwa rodzina.
Wszyscy byli uśmiechnięci :mama, tata, synek i mała dziewczynka.
CDN
Jeżeli się podoba,klikajcie fajne, a najbardziej zależy mi na komentarzach. Buźka!