Kiedy odchodzi ktoś bliski wtedy zastanawiasz się nad takie wieloma rzeczami o których wcześniej nie myślałeś. Co mogłeś powiedzieć, zrobić, a czego już nigdy nie będziesz mógł zrobić. Myślisz o tych ostatnich chwilach razem, o braku zapewnienia "kocham Cię", zachowywałeś się normalnie. A co by było gdyby...? Mogłem powiedzieć żeby poszedł/poszła do lekarza, dlaczego nie przyglądałem się jego/jej zachowaniu? Mogłam zapytać jak się czuje& Dlaczego jego/jej nie odwiedziłam?
Zaczynasz zastanawiać się, czy ta osoba Cię usłyszy, czy możesz powiedzieć jej tych kilka ostatnich słów, słów rzuconych na wiatr, bo w końcu ta osoba już nie odpowie. Zjada Cię od środka poczucie winy, wracają nie potrzebne kłótnie, nieistotne, a bolesne słowa powiedziane osobie, tej osobie która już odeszła...
Zastanawiasz się jak świat może kręcić się dalej, skoro jego/jej już nie ma? Czemu wszyscy nadal chodzą, śmieją się, rozmawiają? ON/ONA odeszła! To przecież koniec, jak żyć...
A jednak trzeba żyć. Iść na pogrzeb, stypę, uśmiechać się, obiecać cioci/babci/mamie/siostrze/tacie... że będziesz szedł dalej, odpowiadać "tak, wszystko w porządku", przyjmować kondolencje, których i tak nie chcesz, które i tak nic nie dadzą. Musisz podnieść głowę, chociaż masz ochotę położyć ją na płycie nagrobnej.
I cały czas dręczą Cię obrazy, a tęsknota i ogromny żal zżerają od środka. A czas leczy rany? Nie, czas posypuje je solą, rozrastają się, jedyne co może przynieść czas to delikatne zapomnienie, lekkie wymazanie szczegółów, oswojenie się z bólem.
Inni zdjęcia: *** coffeebean1I am photographymagicLekcje i lokator/ka pamietnikpotwora... maxima24Carl locomotiv... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24