Biały pył, kryształy rozsypane w równych odstępach. Śnieżne kolumny jak szramy przecinają lakierowany stolik.
Stuk stuk stuk
Smukłe palce podrygują rytmicznie, generując denerwujący dźwięk odbijający się o sklepienie czaszki. Przenosząc wzrok dalej, snują się silne dłonie w jasnych cienkich bliznach intrygującej przeszłości. Poobgryzane skórki, niedbale podwinięte rękawy czarnej koszuli. Rozpiętej koszuli.
Mrugnięcie.
Dobrze zarysowana, gładka żuchwa. Widoczne przy uśmiechu kości jarzmowe w szczupłej twarzy. Własnie, uśmiech. Wąskie wargi układają się w pazerny, zadowolony wyraz. Jak drapieżnik.
Wdech, wydech.
Stukot wciąż ponagla. Kobieca sylwetka odbija się w jego popielatych oczach. Barwa pochmurnego nieba zmieszana z odłamkami srebra. Krucze kosmyki zaczesanych w tył włosów, jedynie wydobywa z nich swoją bijącą jasność. Ona z kolei lekko drży. Nachyla się nad stolikiem pod bacznym spojrzeniem kata. Mocny wdech, piasek w oczodołach i stłumiony kaszel. Po chwili uśmiech rozlewa jej się na bladych ustach. Rzuca spojrzenie z niemym pytaniem.
- Czas odwetu nastał, moja droga.
Zaufanie