Jestem zakochana.
Poważnie, kocham mężczyznę ze zdjęcia powyżej najbardziej na świecie.
Kocham wszystko co związane jest z Julkiem. Każdy uśmiech, jęknięcie, stęknięcie, czy pryknięcie.
Każdą minkę, a nawet śmierdzącą kupkę. Kocham wszystko co z Nim związane. Nawet fontannę, którę zrobił nam wczoraj Julko na kanapę. (mamo, są podkłady!) no tak, są. c; Julko zmienia się z dnia na dzień. Z godziny na godzinę. Mój Ci on. Mój Julko. !
Poza tym mój syn, chce doprowadzić nas do bankrudztwa. Dosłownie !
Gdy tylko poczuje na pupci (aj Ty, Ty maleńka!) świeżą pieluszkę, robi kupkę.! Co chwile. Co momencik ;p No cóż. Uroki macieżyństwa. Ale wyczekiwane, wymodlone, wybłagane. wykochane to nasze dziecko.
Zakupoholik mały. W markecie oczy dookoła głowy.
Po wyjściu Julko zmęczony wyborem produktów zasnął (o, tam wyżej) Mój Ci On. Tej Julko.
Nadenerowałam się wczoraj na rodzicielkę moją która przyjechała i Julka od razu porwała na ręce, kiedy ten leżąc w łóżeczku wpatrywał się w karuzelę.
A czemu ? Już tłumaczę.
Julko to grzeczne dziecko jest. Babcia we wnuczku za kochana (no, nic dziwnego!)
Ale jak Julka noszenia nauczy, pojedzie do domu to kto sobie z nim radę da? No kto ja się pytam ? Matka będzie obiad gotowała z Julkiem na ręcach. Albo sprzątała nosząc w chuście. Ot, co to to nie. ! Więc jak czas na bawienie i noszenie Julka jest, to jest. A jak grzecznie leży to po cóż synowi mojemu aurę zakłucać, no po co ?
To, się rozpisałam. Pozdrawiam wszystkich. =*