Mimo wszystko cz. 3
- Duży ruch mamy dzisiaj - zagaduje Frank, nasz kucharz, gdy przynoszę mu kolejne zamówienie.
- Nie jest aż tak źle, dajemy z Corrine radę - stwierdzam, posyłając mu ciepły uśmiech. W tym samym momencie do kuchni wpada moja przyjaciółka.
- Stoliki są pełne, że też akurat w tym tygodniu Bekky musiała zachorować -mówi nieco wzburzona. Parskam śmiechem. Corrine jest z natury bardzo marudna i potrafi znaleźć problem nawet tam, gdzie go nie ma.
- Poproś szefa, żeby zadzwonił po którąś z weekendowej zmiany - radzi Frank.
- Nie trzeba. Damy radę, prawda Corrine? - dziewczyna posyła mi pełne irytacji spojrzenie, ale kiwa potwierdzająco głową. Klepię ją po ramieniu, po czym zabieram talerze i ruszam na salę. Jestem chyba jedyną dziewczyną w tej restauracji, która nie narzeka na duży ruch. Więcej gości oznacza więcej napiwków, a więcej napiwków oznacza większą wypłatę. Jeśli dobra passa utrzyma się przez najbliższe kilka miesięcy, będę mogła w końcu kupić sobie wymarzony samochód.
Natchniona nową siłą wychodzę z kuchni, by zanieść zamówienie małżeństwu siedzącemu przy oknie. Od razu zauważam dwie roześmiane twarze, które dopiero co zjawiły się w restauracji.
- Cześć kochanie - mówi Ruth i całuje mnie w policzek.
- Cześć - uśmiecham się do siostry, po czym witam się z Nickiem jej narzeczonym.
- Dwa razy espresso - odzywa się Nick.
- Już się robi - zapisuję zamówienie, po czym znikam w kuchni. Gdy kilka chwil później wracam z filiżankami kawy, dostrzegam, że w restauracji zaczyna robić się coraz bardziej tłoczno. Do pomieszczenia wchodzi grupka mężczyzn w garniturach. Wzdycham ciężko. Bardzo nie lubię obsługiwać tych biznesmenów, są niewychowanymi sukinsynami, którzy lubią pchać łapy tam, gdzie nie trzeba. Dlaczego przychodzą właśnie tutaj? No tak... Średniej klasy restauracja, nie jest zbyt drogo, a blisko do centrum.
- Usiądź z nami na chwilę - proponuje Ruth, widząc moją minę. Jej propozycja jest bardzo kusząca, jednak nie mogę zostawić przyjaciółki samej.
- Chciałabym, ale sama widzisz. Mamy pełne ręce roboty - uśmiecham się i już mam odejść, ale siostra łapie mnie za rękę.
- Audrey, dlaczego nie rzucisz tej roboty? Obydwie wiemy, że nie czujesz się tutaj dobrze.
- I gdzie pójdę? Do MacDonalda? Sama wiesz, że pieniądze nie lecą z nieba. Muszę z czegoś żyć, a tutaj mam naprawdę niezłą pensję i zgarniam każdego dnia solidne napiwki. Oh daj spokój. Nie mogę wiecznie chować głowy w piasek. Poradzę sobie. Muszę iść. Zadzwonię później - posyłam jej całusa w powietrzu i odchodzę, w kierunku nowo przybyłej grupy biznesmenów. Biorę głęboki oddech i z przyklejonym, sztucznym uśmiechem pytam co podać.
cdn.
Patrycja