Tańcząca w ciemnościach - Rozdział 32
Maks siedział w poczekalni obwiniając siebie za całą sytuację. Tchórzył za każdym razem, gdy wybierał się do niej, by powiedzieć co się stało z jej rodzicami. Była impulsywna, łatwo ulegała emocjom. Wiedział, że taka wiadomość to dla niej musiał być szok, ale nie sądził, że zastanie ją w takim stanie. Teraz żałował, że dowiedziała się o tym z telewizji. Gdyby był przy niej, powstrzymałby ją. Nie dopuściłby do tego, żeby wpadła w taką furię. W pamięci ciągle kłębił się widok okaleczonej ręki Leny, która pokryta krwią była kontrastem dla bladej cery.
Zamknął oczy i rozmasował bolące skronie. Kochał Lenę, a ciągle ją unieszczęśliwiał. Czasami wydawało mu się, że kobiecie byłoby lepiej bez niego. Mimo tego nie potrafił odejść od niej, był uzależniony od jej widoku, zapachu, smaku skóry. Postawił ją na piedestale i wiedział, że pozostanie tam do końca jego dni.
Odgłos rozbijanego szkła dobiegł do jego uszu. Poderwał się i szybko poszedł do sali Leny. Budziła się, leki przestawały działać. Powoli zbliżył się do jej łóżka. Przysiadając na jego brzegu chwycił jej dłoń. Miękkość jej skóry przywołała wspomnienia z ich intymnych spotkań. Uśmiechnął się mimowolnie i musnął wargami jej szyję.
Jej powieki powoli zaczeły się unosić, usta szeptały coś niezrozumiałego. Maks odsunął się i podszedł do okna. Próbował poukładać rozbiegane myśli, ale nie potrafił. Ciche "potrzebuję cię" wydobyło się z warg kobiety. Przeniósł na nią wzrok, leżała na boku mocno ściskając róg kołdry. W ułamku sekundy dopadł jej ciała i mocno ją przytulił. Szloch wtrząsnął jej ciałem, wyrzuciła z siebie stek przekleństw. Każde słowo podkreślała uderzeniem dłoni w jego ramię.
- Dlaczego to wszystko przytrafiło się mi?! Dlaczego?! Dlaczego...
Devere nie potrafił wydusić z siebie słowa. Zacisnął mocno powieki i starał się uspokoić rozszalałe wyrzuty sumienia. Serce mu pękało, gdy widział jej łzy. Wyglądała tak bezbronnie i niewinnie.
- Maks... Ty pewnie nie wiesz o co chodzi...
- Wiem - położył palec na jej ustach.
- Pielęgniarka ci powiedziała?
- Nie, kochanie. Ja... wiedziałem już wcześniej - poczuł się jeszcze gorzej.
Lena gwałownie odsunęła się od niego. Spojrzała w jego oczy z odrazą, nie mógł wytrzymać tego widoku, odwrócił wzrok. Zacisnęła mocno pięść i z całej siły uderzyła w jego ramię.
- I milczałeś?! Pozwoliłeś, żebym łudziła się, że oni przyjdą!
- Lena...
- Milcz - odważnie spojrzała w jego oczy.
Dostrzegła prawie niewidzialny grymas bólu na jego twarzy. Wiedziała, że żałuję iż nie dowiedziała się tego od niego. Jednak ona czasu nie potrafi cofnąć, ta wiadomość trafiła do niej w taki, nie inny sposób. Ją też to zabolało, lecz postarała się, żeby nie było tego widać. Próbowała rozluźnić mięśnie, ale widok Maksa wywoływał u niej napad mdłości.
Chciał podejść do niej, ale stanowczym ruchem głowy odmówiła mu jakiejkolwiek bliskości. Drżąc zbliżyła się do okna, nie mówiła nic. Wiedział, że bije się z tymi wszystkim wyswiskami, które próbują wypłynąć z jej ust. Cichy jęk bólu przerwał nieprzyjemną ciszę, a chwilę potem Maks zamknął ją w silnym objęciu jego ramion. Nie miała siły się wyrwać, potrzebowała jego - bez wątpienia. Był dla niej kimś znacznie więcej niż kochankiem. Chciała mu wybaczyć, ale coś w środku blokowało ją. Trwała w splocie ciał, dopóki Devere nie rozluźnił uścisku. Zbliżył usta do jej warg, jednak ona odepchnąła go.
Nie mogła dłużej patrzeć na to jak cierpi. Zresztą ona też była w fatalnym stanie. Musiał zrouzmieć jedno, tylko z jego ust chciała się dowiedzieć czegoś takiego.
- Wyjdź...
- Na pewno?
- Ty się jeszcze pytasz?! Wyjdź z tego pokoju i przy okazji zniknij z mojego życia na jakiś czas!- mimo tego, że każde słowo było jak raniący sztylet, śmiało patrzyła w jego oczy.
- Ale...
-Tam są drzwi - oznajmiła stanowczym tonem i położyła się do łóżka.
Chwilę potem rozległ się trzask zamykanych drzwi, a wnuczką właścicielki pensjonatu wstrząsnął płacz. Każda łza była dowodem tego jaka jest słaba, tylko sama przed sobą potrafiła się do tego przyznać. Macki samotności znów dopadły jej ciało i mocno nim trzęsły, wyciskając coraz to większe dowody bezradności...