Tańcząca w ciemnościach Rozdział 13
zostaw coś po sobie <3
Podniosła ciężkie powieki i niepewnie uniosła głowę, rozglądając się dookoła. W całym pomieszczeniu panowała zupełna ciemność. W jej umyśle zapaliła się czerwona lampka, a serce zaczynało bić coraz szybciej. Nie miała pojęcia, gdzie jest i co się wydarzyło. Próbowała sobie cokolwiek przypomnieć, ale nie była w stanie. Miała jedynie jakieś przebłyski, mimo to nie tworzyły one spójnej całości. Ból w okolicy żeber, dał o sobie znać. Odruchowo dotyknęła brzucha, ale nie miała pewności dlaczego to zrobiła. Wątpliwości dopadały ją z każdej strony.
Chwiejnie stanęła, podpierając się ściany. Przez niewielkie okienko wpadało światło księżyca, podeszła tam. Dotknęła palcami szyby, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Była zagubiona, nie miała pojęcia co się stało. Niewiedza wypalała ją od środka. Zsunęła się po ścianie i głośno zapłakała.
Po chwili drzwi ciężko walnęły w jakąś szafę. Podskoczyła wystraszona i spojrzała w stronę, z której doszedł huk. Czarna plama szybko zaczęła nabierać kształtów. Zlustrowała sylwetkę zbliżającej się osoby - bez wątpienia mężczyzna. Światło książyca oświetliło jego twarz, gdzieś go już widziała. Spojrzała śmiało w jego oczy, ale napotkała tylko tam odrazę i... pożądanie. Podciągnęła kolana pod brodę i z całych sił próbowała wyrwać się z tego koszmaru.
- To na pewno zły sen... - szeptała do siebie.
Czyjaś dłoń szarpnęła ją mocno do góry, poczuła zapach alkoholu. Instynktownie odskoczyła w tył, do jej uszy dobiegł gardłowy śmiech, który zawsze towarzyszył najstraszniejszym horrorom. Czuła się bezradna i taka malutka, wobec zła tego świata. Po jej policzkach ciekły łzy, a ona nawet nie próbowała ich zatrzymywać. Wytarła tylko dłonią mokre dowody jej słabości i wciągnęła głośno powietrze.
Mężczyzna brutalnie ją pocałował i pchnął na ścianę. Jeszcze raz obrzucił spojrzeniem jej kształtne ciało i skierował się w stronę wyjścia. Zamykając drzwi za sobą, zabrał całą złość, która zaczynała kiełkować w jej umyśle. Wrócił strach, a chwilę po nim ta cholerna niewiedza, niszcząca jej całą pewność siebie.
Jeszcze raz próbowała pobudzić jej umysł do pracy, starała sobie przypomnieć co się wydarzyło. Pamiętała jedynie plażę i ból... Palcami musnęła tył głowy, napotkała coś lepkiego i mokrego.
- Krew... - czuła osuwający się grunt spod stóp.
Szczupłe ciało upadło na podłogę. Powieki zsunęły się, a ona w końcu mogła pozbyć się chociaż na moment trapiących ją wątpliwości...
Następnego dnia obudził ją hałas dochodzący gdzieś z poza budynku. Niestabilnie uniosła się do góry i powoli przemierzała odległość dzielącą ją od okienka. Ktoś musiał przenieść ją na materac, gdy zemdlała.
Stanęła na palcach i zobaczyła dwóch postawnych mężczyzn. Kłócili się i trzymali za koszulki. Krzyczeli coś o porwaniu, wtedy jedna myśl uderzyła ją jak obuchem. Jakiś pub, ucieczka przed kimś i potem ten ból.
- Nie! - odskoczyła od okna i starała się uspokoić.
Nie miała pojęcia ile dni tu jest. Spojrzała na swoje ciało, pokrywały je liczne siniaki i zadrapania. Ból w okolicy żeber świadczył o prawdopodobnym uszkodzeniu ich. Jeszcze jedna myśl dobiegła do jej wołającego o pomoc mózgu.
Dziecko. Była w ciąży, dlatego zaraz po ocknięciu się odruchowo złapała brzuch. Położyła na niego dłonie.
-Muszę wymyśleć jakiś plan -usiadła na starym i obdrapanym krześle. - Uratuję nas.
Drzwi z pewnością nie były zamykane na klucz, bo nie usłyszała zgrzytu przekręcanego metalu, gdy porywacz przyszedł do niej. Cicho pod nie podeszła i złapała za klamkę. Ustąpiły bez najmniejszego oporu, wychyliła ostrożnie głowę i zobaczyła schody. Postawiła na pierwszym stopniu stopę i poczuła, że lęk zaczyna paraliżować jej ciało. Wzięła głęboki wdech, a chwilę potem pokonała ostatni drewniany schodek.
Znalazła się w jakimś dosyć ciasnym pomieszczeniu. W powietrzu było czuć stęchliznę, a cały pokój spowity był ciemnością. Jedynie przez szparę pod drzwiami dostawła się niewielka ilość światła. Ruszyła w tamtą stronę. Nawet nie były domknięte, a gdy pociągnęła je zaskrzypiały przeraźliwie. Przygryzła dolną wargę i przeklnęła w duchu swoją lekkomyślność. Jednak nikt nie pojawił się, a ona z łatwością opuściła budynek i rzuciła się biegiem przez las.
Adrenalina rosła w jej żyłach. Sprawiała, że ból stawał się mniejszy i liczyła się tylko ucieczka, a razem z nią możliwość przetrwania. Potknęła się o konar drzewa i upadła, wtedy pomiędzy gałęziami rozległ się huk wypuszczonego pocisku. Zamarła w bezruchu.
Opowiadanie należy do mnie. Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie fragmentów lub całości zabronione!