Tańcząca w ciemnościach - Rozdział 12
Krążył po Łebie bez celu, nie miał żadnego punktu zaczepienia. Mrok pochłaniał powoli całe miasto, a on nadal wierzył, że uda mu się znaleźć jakiś trop. Wykończony zjechał na praking niedaleko plaży. Chciał odprężyć się przy szumie fal i przy chłodnym powietrzu. Potrzebował trochę samotności, musiał pomyśleć, skupić się. Nie odczuwał już złości, targały nim inne uczucia - bezsilność, pustka, niewiedza, strach. Musiał jeszcze porozmawiać z Karolem, wytłumaczyć mu. Tylko nie miał na to ani siły, ani ochoty.
Zanurzył stopy w ciepłej wodzie, powoli zdejmując kolejne części swojej garderoby. Rzucał je niedbale na piasek, tak jakby pozbawiał się utrapień minionej nocy. Spojrzał w niebo, księżyc właśnie wchylał swój róg zza chmury. Ciszę zakłócało tylko morze i śmiech jakiejś pary przechadzającej się brzegiem wody. Spojrzał w ich stronę, wyobraźił sobie, że to on i wnuczka Leanderów idą szczęśliwi, beztroscy, trzymają się za ręce i krzyczą radośnie. Odwrócił wzrok. Przed sobą miał bezkresną toń i możliwość ucieczki chociaż na moment od problemów.
Rzucił się w morze, pragnął wysiłku, który pozbawi go na moment tej mieszanki uczuć. Zamykając oczy znów łapały go sidła urzekająco pięknych niebieskich oczu Leny.
Trzy godziny później zaszył się w swoim pokoju. Nalał sobie porcję whisky i usiadł wygodnie w fotelu. Opróżnił szybko zawartość szklanki, żeby znów ją napełnić. Nie miał zamiaru się upijać. Chciał jedynie zapaść w stan odrętwienia, by nie czuć strachu, który paraliżował jego ciało. Wiedział, że alkohol nie załagodzi bólu, miał jedynie nadzieję, że stępi nieco nóż, który kroił na dorobne kawałeczki jego duszę.
Zawsze uważał się za człowieka, którego nic nie jest w stanie zaskoczyć. Mylił się, zaskoczyła go miłość już przed laty. Wydawało mu się, że już mocniej nie można kogoś kochać, ale okazało się, że drzwi tego uczucia dopiero stoją przed nim otworem. Teraz ktoś próbował je z trzaskiem zamknąć, ale czy oni sami nie utrudniali sobie bycia razem? Był pewny, że ta kobieta go kocha. Widział to w jej oczach, gdy wychodziła z pubu, dostrzegł to w liście, który zostawiła w jego biurze.
Komar gryzł go niemiłosiernie w stopę, a ciemność rozswietlała jedynie mała świeczka postawiona tuż obok butelki. Nie zwracał na nic uwagi, mógł wycierpieć o wiele więcej, by tylko Lena znów znalazła się obok niego.
Musiał jakoś przetrwać ten czas rozłąki, tą dłużącą sie w nieskończoność męczarnię. Sięgnął po laptopa i odpalił na nim ich wspólne zdjęcie. Siedziała wtulona w niego z zamkniętymi oczami i szerokim uśmiechem na ustach. Przypomniał sobie ją w pubie, zupełnie nowy styl. Mimo wszystko kręciła go ta czerwień i już wtedy miał ochotę zanurzyć w nich palce. Przeczesać je, by pozowstawiły swój zapach na skórze.
Odużony alkoholem skierował się w stronę łóżka, szybko zapadł w sen. Widział w nim Lenę z małym dziecko na ramieniu. Tuliła je i śpiewała jakąś kołysankę. Przed samym sobą właśnie wtedy przyznał się, że niczego nie pragnął bardziej na świecie, niż tego by ta kobieta dała mu dziecko. Ich dziecko, ich maleństwo.
Obudziły go promienie słońca wpadające przez okno. Było tuż po dwunastej, zaklął siarczyście. Jak mogłem przespać pół dnia? Zapytał sam siebie. Przez dłuższą chwilę leżał nieruchomo, zanim powoli usiadł. Czuł się jakoś dziwnie, nieswojo.. Miał lekkie zawroty głowy, typowe dla powracających do życia po wypiciu nieco za dużo alkoholu. Niechętnie wstąpił pod prysznic, chciał chociaż trochę pobudzić swoje ciało do życia.
Wpadł do pensjonatu bez śniadania, ale znów niestety przywitał go brak nowych wieści. Dręczył go fakt, że porywacze jeszcze się nie odezwali. Bał się, że w ogóle tego nie zrobią. Wypił kawę i zajął miejsce najbliżej telefonu.
Minuty dłużyły się, a aparat uparcie milczał. Głowa była ciężka i lekko opadała mu ze znużenia. Z tego stanu wyrwał go nagle dzwięk jego komórki. Poderwał się i drżąc wyjął ją z kieszeni. Karol.
Rozmawiał z nim dłuższą chwilę, umówili się na wieczór. Konieczna była rozmowa, a wieść o porwaniu rozeszła się jak świeże bułeczki trafiając między innymi do młodego fotografa. Był zdenerwowany i chciał pomóc w poszukiwaniach. Wieczorem mieli wspólnie obmyślić jakiś plan, który pchanie całą sprawę do przodu.
Nawet nie usiedli przy piwie. Zostawili je na barze i postanowili od razu zabrać się za szukanie. Przemierzali ulicę, co jakiś czas zjeżdżali na jakąś polną drogę i odwiedzali opuszczone budynki. Zakończyło się to tylko hektolitrami wylanego potu i tysiącem morderczych obaw, że znajdą gdzieś porzucone ciało kobiety.
Ich spokój jeszcze bradziej zakłócił telefon babki dziewczyny, kazała im natychmiast wracać do pensjonatu.
-Mówiła co się stało? Jakieś nowe wieści?
-Nie chciała nic powiedzieć - z każdym słowem rosły w nim kolejne wątpliwości. - Mam nadzieję, że policja trafiła na jakiś ślad.
-Oby...
Weszli i jednoczeście zapytali co było tak pilnego. Starsza kobieta siedziała płacząc i trzymając w dłoniach medalik. Matka dziewczyny siedziała wtulona w swojego męża i łkała cicho. Mężczynza poczuł, że słabnie. Miał przed oczami obraz martwej kobiety i tylko to kołowało mu się w głowie.
Po długim braku odpowiedzi, babka Leny wstała i niepewnie spojrzała w stronę kuzynów.
-Maks... -szloch znów wstrząsnał jego ciałem. - Ona... Lena...
Urywała, a z każdym słowem w jej oczach rosła jakby radość, która niknęła gdzieś zabijana przez strach o wnuczkę.
-Co z nią?! - czuł, że każda komórka w jego ciele zaczyna obumierać z gniewu.
- Lena jest w ciąży.
Opowiadanie należy do mnie. Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie fragmentów lub całości zabronione!