Tańcząca w ciemnościach - Rozdział 11
Maks wybiegł przed pub. Zauważył niknącą postać dziewczyny, ruszył w tamtym kierunku. Szedł szybkim krokiem, dłonie drżały mu, a serce waliło jak oszalałe. Przed kilkoma minutami w lokalu, nie wierzył własnym oczom. Najpierw niechętnie poszedł na spotkanie z kuzynem, a teraz ubóstwiał go za to zaproszenie. Zabolało go tylko to, że ten całował się z Leną. Jednak Maks nie był lepszy, zbyt pochopnie ocenił stuację w jakiej zastał ukochaną wtedy w jej mieszkaniu i płacił do tej pory za to. Odgonił szybko złe myśli i wciagnął głęboko w płuca tlen.
Szeroko uśmiechając się zanurzył stopy w piasku. Rozjerzał się, ale nigdzie nie dostrzegł dziewczyny. Zmierzał w stronę morza, ale kobieta jakby rozpłnęła się w powietrzu. Zamachnął się i kopnął w patyk. Usłyszał zgrzyt, obrócił twarz w tamtą stronę i zauważył coś białego. Kucnął przy kartce papieru, gdy ją podnosił zsunął się z niej naszyjnik Leny. Złoto przelało mu się przez palce, a przed jego oczami pojawiło się wspomnienie gdy ostatni raz się kochali.
Na ustach poczuł smak jej skóry, pod palcami dotyk włosów, usłyszał jej uwodzicieslki szept. W umyśle zapaliło mu się czerwone światło, skierował źrenicę w stronę listu.
Czytał każde słowo i czuł, że zaraz coś w nim wybuchnie. Rozsadzała go od wewnątrz bezsilność i niewiedza. Poderwał ciało i rzucił się biegiem przez plażę, chciał jak najszybciej powiadomić właścicielkę pensjonatu o całym zajściu.
Wpadł do holu zderzając się ze starszym mężczyzną. Zamroczony spojrzał na niego i wymamrotał coś na kształt przeprosin. Wyminął go:
- Pani Leander!
Chwilę potem zza drzwi wyszła niewysoka kobieta.
- Maks? Czemu krzyczysz? Wystraszysz mi gości.
Mężczynza patrzył na nią i nie wiedział jak powiedzieć to co go gryzło. Wyrzucił to z siebie jednym tchem i poczuł, że ciężar stał się jakby lżejszy. Podszedł szybko do babki Leny i przytrzymał jej ciało.
Godzinę potem zjawiła się w pensjonacie policja. Czas dłużył się w nieskończoność, a oni tylko gadali. Irytacja rosła w Maksie z każdą sekundą, tamci nawet nie zbierali się, żeby wysłać patrol na poszukiwania.
- Do jasnej cholery! Kiedy zaczniecie jej szukać?! - wrzasnął.
Wszyscy zebrani aż podskoczyli i zwrócili wzrok w stronę wściekłego mężczyzny. Stał trzymając się za biodra i szybko oddychając.
-Proszę się uspokoić, właśnie miałem wysyłać moich ludzi.
-To na co jeszcze czkasz?!
- Przepraszam wszystkich - policjant wstał i obrzucił Devere nikłym spojrzeniem.
Minęła noc - telefon milczał. Maks siedział w pokoju dziewczyny i wdychał jej zapach. Tęsknił za nią każdego dnia przez ostatni miesąc, a gdy miał ją na wyciągnięcie ręki znów zniknęła, tym razem już nie z własnej woli.
Zamknął ostrożnie drzwi i ruszył w stronę kuchni. Potrzebował kofeiny, sen nie wchodził w grę. Opróżnił cztery kubki kawy i poczuł się jakby pełny energii - na chwilę. W końcu nie wytrzymał, powieki osunęły się...
Obudził go dzwięk komórki, zerwał się i drżącymi dłońmi wyjął ją z kieszeni. Na wyświetlaczu widniało imię kuzyna. Nie miał ochoty z nim rozmawiać, odrzucił połączenie i znów położył się.
Godziny mijały bez żadnych wieści. Babka Leny wciąż płakała, rodzice dziewczyny kręcili się niespokojnie po holu. Wszyscy byli zmęczeni i zdenerwowani. Rzadko kiedy ktoś się odezwał, ciszę przerywało tylko tykanie zegara. Co jakiś czas przychodził ktoś i pytał czy są jakieś wieści.
Słońce chowało się w morzu, a Maks wyszedł przed budynek i zapatrzył się w horyzont. Chciał, żeby Lena znalazła się w jego ramionach cała i bezpieczna. Irytował go brak nowych wiadomości, musiał zacząć sam działać. Pod wpływem impulsu ruszył w kierunku samochodu.
Opowiadanie należy do mnie. Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie fragmentów lub całości zabronione!
Inni zdjęcia: Chruszczyki purpleblaack:* patrusia1991gd;) patrusia1991gdJa nacka89cwaWieczór nad jeziorem andrzej73... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24