Społeczeństwo nawzajem się wyniszcza, dobrze to widać.
Oczywista sprawa-w różnych przedziałach czasowych, różne osobniki wyniszczają się nawzajem.
Nie jest to rym żeński-raczej dość dowolny
Niczym biały wiersz.
Życie w społeczeństwie białe nie jest, to zbyt dumny kolor.
Potrafimy się zmieniać, i chcemy zmieniać innych
chcemy zmieniać wszystko naokoło, i każdy tego chce.
Tutaj natrafia na mnie.
Ja jestem inna. Nie mam zamiaru zmieniać wszystkich.
Zmienie tylko to, co mi rozkażą.
Dlaczego?
Nie mam moralności?
Nie wiem co jest dobre, a co nie?
Nie wiem nawet co to znaczy?
Nie rozróżniam tych wszystkich pojęć.
Powód jest aż nazbyt prozaiczny.
Zwyczajnie nie mam chęci.
Wygryzamy się. Nieświadomie.
On ciągle walczy, gdzieś w środku mnie.
Stawiam mu opór, chociaż może powinnam go wypuścić.
Jest kimś innym, do tego stopnia, że sam to zauważa.
I tęskni za sobą.
Tęskni.
Zawsze miał wady.
Moja rada? Nie wypada dawać rad szczurom.
A savoir vivre jest tutaj chyba ważny.
Tylko, że to ja go wykreowałam.
Nie mogę już patrzeć na tą jego pustkę. To takie irytujące.
Na swój sposób, nawet mi go żal.