nie rozumiem.
totalnie nie rozumiem.
po co udawać, że wszystko jest okej, gdzy aż powietrze staje zbyt gęste by nim oddychać, aż tak jest źle ?
po jaką cholerę mimowolnie wykrzywiać usta w przyklejonym uśmiechu ?
wchodzę. siadam....i już czuję, że nie mogę.
te sarkastyczne, śmiejące mi się w twarz oczy. a jeszcze kilka lat wstecz tak dobrze mnie rozumiały...
gadanie o niczym, byleby tylko zabić ciszę. po co ? żeby dopełnić maksimum wkurwienia tą sytuacją ?
nie mogę dłużej.
wychodzę.
jedynym przyjacielem tego dnia byl papieros.
tak, to opis wesela.