Rozdział 20.
Wyszliśmy z samochodu. Całą drogę rozmawialiśmy. Cieszyłam się ,że Liamem w końcu się wyluzował. Przez ostatnią dobę był bardzo spięty.
-To jak co robimy?-zapytał pełny energi.
-Może kino ,podobno dziś wyszedł jakiś nowy film.-zaproponowałam.
-Wiem o ,którym mówisz. Dobra to najpierw coś zjedzmy.
-Jestem strasznie głodna.-jąknęłam.
Szybko weszliśmy do mieszkania. Przed domem była masa fanów wypytujących się o zdrowie Harrego. Było to bardzo miłe z ich stony ,że sie martwią ale też troszkę upierdliwe nie mogliśmy spokojnie chodzić po domu bo w każdym oknie ktoś stał i się na nas gapił. Nie zwracając na nich uwagi choć to było naprawdę denerwujące poszłam do kuchni. Odgrzałam śniadanie ,które w pośpiechu nie zdąrzyliśmy zjeść. Zauważyłam ,że mimo tej dobrej wiadomości związanej z Harry Liam cały czas krzątał się po domu.
-Wciąż o tym myślisz?-zapytałam z troską.
-O czym miał bym myśleć?-zapytał zdziwiony.
-No o tej całej strasznej sytuacji.
Nastała cisza ,Liam zaczął się zastanawiać o czym tak naprawdę myśli.
-Te wakacje są najlepszymi jakie do tąd przeżyłem ,ale ten wypadek wszystko zmienił.-mówił pod nosem.
-Nie widzisz ,że wszystko jest dobrze. Powinieneś dziękować Bogu.
Naszą rozmowę przerwał smród dobiegający z kuchni.
-Cholera nasz obiad.-wrzasnęłam i pobiegłam w stronę kuchenki.
Szybko patelnię z jajecznicą zdjęłam z palnika i wrzuciłam do zlewu.
-Ubieraj się zjemy na mieście.-uśmiechnął się Liamem.
Szybko pobiegłam na górę przebrać się. Śmierdziałam spaloną jajecznicą i zapachem szpitalnym. To było chyba najgorsze połączenie. Ubrałam czarne rurki i beżowy sweterek z golfem i do tego czarne conversy. Dzisiejszy dzień był chłodny i ponury w odróżnieniu od pozostałych. Zeszłam na dół i przed lustrem upiełam włosy w wysoki kucyk.
-Gotowa.-odnajmiłam.
-Wreszcie.-zaśmiał się.
Oboje szybko omijając tłum fanów weszliśmy do samochodu.
-Musisz się do tego przyzwyczaić.-zaśmiał się Liam.
-To będzie trudne. Mam nadzieję ,że jak odwiedzisz mnie w Polsce to nie będzie takiego tłumu u mnie pod domem.
Na miejscu znaleźliśmy się szybko. Tak jak myślałam przez cały czas byliśmy pod okiem paparazzi. Liam był do tego przyzwyczajony ,ale ja miałam z nimi ogromny problem. Cały czas mnie peszyli.
-To moja ulubiona restauracja.-wskazał palcem.
Oboje udaliśmy się w jej kierunku. Zajeliśmy miejsca ,a za moment pojawił się kelner z kartami.
-One nie będą potszebne ,poproszę to co zwykle ale razy dwa.-posłał przyjazny uśmiech kelnerowy.
-Co zjemy?-zapytałam.
-Niespodzianka.
Zdziwiłam się to jedzenie może być niespodzianką. Z resztą byłam tak głodna ,że mogłam zjeść konia z kopytami. Restauracja w ,której się znajdowaliśmy była świetnie urządzona. W stylu starego skansena. Zdziwiłam się ,że akurat ta jest jego ulubiona. Za moment zobaczyłam kelnera niosącego nam dania. Były to pierogi. Zdziwiłam się to przecież polskie danie.
-Chciałem cię wprowadzić w twój rodzinny klimat. Tutejsze jedzenie pewnie nie jest takie dobre jak u was ,ale w końcu jest.
-Dziękuje bardzo się postarałeś.-pocałowałam go w policzek.
..................................................................................................................................
Mam nadzieję ,że tym razem jest mniej błędów każde słowo z którym miałam wątpliwości sprawdzałam w słowniku.
Mam nadzieję ,że rozdział wam się podoba. KLIKAĆ FAJNIE I KOMENTOWAĆ ;*
Zastanawiałam się czy się może nie ujawnić i nie dać wam adresu mojego osobistego konta na photoblogu. CHCECIE ?