Cały czas mam tą pieprzoną iskierkę nadziei, że wszystko będzie tak jak sobie to wymarzyłam...
Nikt nie będzie skreślony, żadnych kłótni. Po prostu wszyscy żyją w pokoju pogodzeni z przeszłością.
Nie wiem na ile to marzenie jest realnym, bo nie zależy to wszystko ode mnie, ale mocno wierzę, że kiedyś się spełni i będzie prawie idealnie (Kocham Cię Mamo)...
Chwilami uświadamiam sobie, że zdecydowanie za dużo myślę.
Myślenie jest darem... Chwilami bardziej przechylam się ku opcji, że jest przekleństwem.
Uważam, że moje obecne życie jest dobre, ale dlaczego nie mogłoby być jeszcze lepszym?
Tak nie wiele trzeba, żeby osiągnąć tak wiele!