Samuel Zborowski prowadzony na śmierć
Jan Matejko 1860
Dawna Rzeczpospolita narodem szlacheckim stała. Panowie bracia rządzili, wybierali sobie króla i byli wolni. Nie pomogło to niejakiemu Samuelowi Zborowskiemu. Wraz z jego spadającą z katowskiego pieńka głową skończyła się chwała rodu, a zaczęło picie przez pana Jana Zamoyskiego piwa, którego sam sobie nawarzył. Co takiego zmalował imć pan Zborowski, że go szlachectwo nie ochroniło? Wszystko zaczęło się od pewnej lancy wbitej na wawelskim dziedzińcu.
Umarł król, elekcja, niech żyje nowy król. A że wszystko musi być doskonale, trzeba koronacją uświetnić, najlepiej turniejem rycerskim. Szlacheckie zakute (w hełmy) łby miały się potykać na wawelskim dziedzińcu, który wysypano grubą warstwą piasku co by jaśnie oświecone& cztery litery za bardzo się nie potłukły przy upadku z konia.
Pan Samuel Zborowski rotmistrz królewski, syn krakowskiego kasztelana i ogółem człowiek z doskonałym rodowodem nie mógł sobie darować zatknięcia własnej kopii z wyzwaniem na placu boju. Wzywał do pojedynku każdego, kto byłby mu równy stanem i dzielnością.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby broni nie podjął Janusz Chorwat nie dość że cudzoziemiec, to w dodatku sługa pochodzący z gminu. Panem rycerzyka chętnego do walki był kasztelan wojnicki hrabia Jan Tęczyński i to w jego inspiracji Zborowski upatrywał powodów potężnego afrontu jaki go spotkał. Postanowił osobiście wyzwać hrabiego, a do pojedynku ze sługą wyznaczył własnego podkomendnego!
O pojedynków unikaniu
24 lutego 1574 roku pan Samuel wyszedł na środek wawelskiego dziedzińca i wywoławszy Tęczyńskiego z posiedzenia senatu począł rzucać wyzwania. Dopiero po którymś z kolei zaproszeniu do pojedynku hrabia się zgodził, miał tylko wyjść na chwilę po broń.
Zborowski czekał. I czekał. I nadal czekał, a Tęczyńskiego nie było ani śladu. Po kilku godzinach pan Samuel widocznie zorientował się, że hrabia ani myśli krzyżować z nim kopie i postanowił go poszukać.
Zdybał niechętnego pojedynkowicza w bramie między królewskimi kuchniami, a przylegającym do wawelskiej katedry mieszkaniem Anny Jagiellonki (Cyt. za J. M. Rymkiewicz, Samuel Zborowski). Najpierw zapewne posypały się obelgi, a gdy panowie znaleźli się na odległość ramienia od siebie, w ruch poszła broń.
Zborowski zamachnął się czekanem na hrabiego Tęczyńskiego, ale miał wybitnego pecha. W szarpaninę wmieszał się kasztelan przemyski, pan Wapowski, jadący w orszaku niedoszłej ofiary i cios przeznaczony dla kasztelana wojnickiego& spadł na jego głowę. Realny i niedoszły poszkodowany popędzili na skargę do króla.
Kiedy Zborowski się zreflektował, czmychnął z zamku, nie wiedząc jak mocno uszkodził Wapowskiego. Sprawa o zabójstwo (ranny nie przeżył) toczyła się przed sądem królewskim. Samuel obawiając się konsekwencji nie stawił się na procesie, a jego mowę obronną, obarczającą Tęczyńskiego winą za zajście odczytał kasztelan międzyrzecki Andrzej hrabia z Górki. Zapewne oskarżonego nie było już wtedy w mieście.
Zdania były podzielone. Połowa senatorów była za uniewinnieniem, druga za wyrokiem skazującym. Henryk Walezy nie miał wyjścia i musiał zadecydować. Jego osąd nie zadowolił ani jednej ani drugiej strony.
Co prawda Zborowski nie został okrzyknięty infamisem, jednak król skazał go na banicję obejmującą całe rozległe terytorium Rzeczypospolitej i pozbawił wszystkich majętności. Niespodzianką było tylko przekazanie przejętego dobra& bratu Zborowskiego (który przepisał je na synów banity). Widać Walezy miał słabość do Zborowskich.
W tym miejscu historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie ucieczka króla Henryka. Rzeczpospolita musiała mieć monarchę, więc rozpoczęła się kolejna żmudna elekcja.
Po wielkich sporach (omal nie wybuchał wojna domowa) w 1576 roku zaproszono na tron polski księcia siedmiogrodzkiego, na którego dworze& od dwóch lat przebywał Zborowski. Po obraniu Stefana Batorego na króla, pan Samuel zdołał uzyskać od niego glejty pozwalające na powrót na łono ojczyzny i wraz z nowym władcą ruszył do kraju.
Najlepiej głowę zachować na karku, choć to czasem trudna sztuka
W granicach najjaśniejszej Rzeczypospolitej przebywał spokojnie aż do 1584 roku. Wtedy zdecydował się wyruszyć w podróż, najpierw do małopolski w celu załatwienia spraw majątkowych, a później do Włoch. W międzyczasie urządził sobie polowanie z sokołami w Puszczy Niepołomickiej, a potem pojechał na miejsce noclegu. Miał zamiar odpocząć w dworze swojej siostrzenicy pani Włodowej w Piekarach.
I wtedy właśnie Zborowski został zdradzony przez jednego ze swoich ludzi. Miejscowy starosta, Jan Zamoyski który za niewiele miał glejty nowoobranego króla dowiedział się o miejscu jego spoczynku. Nocą, z 11 na 12 maja ludzie kasztelana otoczyli dwór pod dowództwem Mikołaja Urowieckiego i Stanisława Żółkiewskiego, a przyszły wielki hetman koronny osobiście wyrąbał toporem tylne drzwi dworu pani Włodkowej.
Samuel nie chciał dać się schwytać po dobroci i szukał broni, którą jakiś zdrajca ukrył. Istnieją dwie wersje jego kapitulacji. Jedna mówi, że poddał się dopiero, gdy któryś z nocnych napastników przyłożył rusznicę do piersi jego syna Aleksandra. Druga zaś twierdzi, jakoby przestał się bronić na dźwięk słów Przebóg! Zabito Olesia. W rzeczywistości młody Zborowski został tylko lekko ranny.
Samuela wyprowadzono z domu siostrzenicy zupełnie nagiego i przewieziono w karecie z zasłoniętymi oknami prościutko na Wawel. Na zamku więziono go i torturowano, chcąc uzyskać dowody obciążające jego braci. Więzień milczał jak zaklęty, co rozwścieczyło kanclerza wielkiego koronnego i starosty krakowskiego Jana Zamoyskiego do tego stopnia, że odmówił mu nawet ostatniej posługi kapłana.
O świcie 26 maja 1584 roku Samuel Zborowski na rozkaz Jana Zamoyskiego został ścięty u stóp Wawelu. Jego egzekucja wywołała niepokój i żywą reakcję szlachty małopolskiej. W śmiałym posunięciu kanclerza upatrywano początków tyranii, a do tego panowie bracia dopuścić nie mieli zamiaru&
Zamoyski nawarzył niezłego piwa z goryczką szlacheckiego buntu i choć sejm w 1589 roku uznał, że działał w zgodzie z litera prawa, musiał to piwo wypić. Ale losy kanclerza Zamoyskiego to już temat na osobny artykuł.