Pech. Pech. Pech.
agrrrrrrr !. ;/ To się nazywa pech.. po pierwsze nie pojechałayśmy na turniej.. ! ;/ Martin miał gorączkę i dreszcze no i w takim stanie nie mógł po prostu jechać. Zostało nas trzy.. nie opłacało się jechać ponieważ wydałybyśmy na to kupę kasy 20zł za turniej + bilet na pociąg + bilet autobusowy + jedzenie i picie, mogliby się nas przyczepić że nie mamy opiekuna, jan wpisał że urodził się w 1996r. [hahha] i jakby się skapli to trzeba by się było tłumaczyć, musiałybyśmy się tłumaczyć także dlaczego nie mamy opiekuna i w najgorszym wypadku nie pozwoliliby nam brać udziału! ;/
Więc wstałąm o 5:30 *___* żeby iść do Pana Jana i stwierdzić iż to bez sensu wogóle tam jechać ;/ Dobra przeżyję... umuwiłyśmy się że pojedziemy na to bicie rekordu po południu, a wcześniej do zoo! No ale moi rodzice stwierdzili że nie mogę jechać więc siedzę w domu i w taką piękną pogodę siedzę przy komputerze no cusz...
Potem pójdę do Alicji może, no ale nie wiem o której :p
No to kończę, papapa :*