siemix sremix
wrocilam wlasnie z fiki i stwierdzilam, ze bd opisywac kazdy dzien, bo nie chce potem niczego zapomniec.
prom byl super, chodzenie na petka i strach przed nejmi srejmi rowniez. wysiadajac, bylismy wszyscy obsrani little bit, ale potem, kiedy usiadlam z Evelina, wiedzialam, ze bedzie sponio. gadalysmy cala droge do domu i potem przy kolacji, jara mnie to troszenke.
wczoraj rano wstalam sekunde przed budzkiem, pewnie balam sie, ze zaspie i bedzie musiala sama mnie budzic. w szkole zobaczylismy przedstawienie zrobione przez szwedow - boje sie pomyslec, co oni pomysla o tym, co my im przygotujemy. speed dating bylo calkiem zabawne, fajnie, ze wszyscy mamy rozowe szczoteczki do zebow. oczywiscie potem poszlismy na lunch do stolowki zywcem wyjetej z amerykanskiej szkoly.
po lunchu poszlysmy na zakupy z evelina, sofia, monte, gosia i inga i tam czekalo mnie zajebite rozczarowanie: kurewsko drogo ;c nast poszlysmy do kawiarni gdzie bylo duzo fajnych ludzi, 3 razy dolalam sobie kawy, bo jaralo mnie, ze place raz i dolewam for free (wiesniak z polski ofc)
then, poszlysmy do nikki, zajebistej typiarki marty, gdzie gotowalismy meat balls. bylo calkiem smiesznie. potem musialysmy jechac na bowling i lasery, z czego do drugie mi sie podobalo (ince tez h3h) trudno, ze przegralismy liczba 20 000 punktow :) ale wieczorex byl ladny, wiec poszlysmy na pecisza (setnego).
wrocilysmy o 21.30, usiadlysmy w kuchni i rozmawialysmy sobie do 23, Evelina, I love you. jej mama nas przestraszyla and aj szityd maj pents. it lys fani.
dzis rano bylam turbo zaspana, wiec w autobusie green myslal, ze mi sie nie podoba. wystarczyl jednak pecik i juz mialam sile. byl czas na sajtsing ze szwedzkimi ziomalami, mowili nam troche o szwedzkich kosciolach itd. bylo spoko, a inka uratowala zycie mi i canonowi. skonczylismy szybko, wiec poszlismy na kawe i tam dolaczyla do nas reszta. next lunchyk i nastepnie jakis szajs z pokojami. taka glupota na wyobraznie, robilismy to do 16 i glupio mi, bo nie wykazywalam zbyt wiele optymizmu. po tym, pojechalysmy na obiad do domu, jechalysmy busem z inka i troszke sie usmialysmy "hej, musze sie wysrac" heeeh. obiadek bardzo dobry i bardzo przyjemnie sie rozmawialo. sadly, jej mama upiekla szwedzkie babeczki, wiec stwierdzilam, ze zrobie dniowa dyspense. po 18 pojechalysmy do super zajebistej ziomalki Nadii na fike, czyli picie kawy i jedzenie slodyczy (co szwedzi robia 24h na dobe). bylo duzo osob, m.in. Emil, ktory opowiadal o swoim insejn ojcu, rachunku za pety i innych smiesznych rzeczach. zajebista byla hisotira o baltazarze i moj skromny zarcik o nejman. wracajac i palac pecika, gadalam z Eveline o muzyce i bylo milusinsko.
szwedzi beda w niebie jak przyjada do Polski.
zajebiste sa szalone miny monte i dyspensa marty.
murzynku, bedzie dobrze, robimy co mozemy.