W niedzielę było słońce, i dosyć ładna pogoda...
... ja siedziałem w pracy - zamiast pić browar.
Niedziela, choć jest dniem zazwyczaj wolnym, częścią weekendu, kiedy stereotypowe rodziny o modelu 2+1 czy też 2+2 udają się do kościoła na mszę, następnie na spacer, aby spędzić razem czas i nabrać apetytu, bo gdy wrócą w domu czeka obiad, który zjedzą przy wspólnym stole. Tak to też wyglądało wczoraj u mnie.
Wstałem o 4:30, aby zjeść śniadanie i udać się na mszę, a nawet 12-godzinną drogę krzyżową. Dokładnie, krzyżową - nieraz po nocy strasznie mnie krzyż boli - pretenduję na męczennika. Śmiało mogę nazwać Federal-Mogul Bimet kościołem, bowiem często się tam modlę o jak najszybszy koniec dnia pracy.
Nie no, podkręcam. Nie było tak źle. Przyzwyczaiłem się już mentalnie do dwunastogodzinnej pracy. Trochę wkurza mnie, że tracę pół doby dnia, nie daj Boże weekendowego za grosze. Ehhh... ale jeszcze "kilka"(?) miechów muszę zaczekać do funkcji konkretnie opłacanego "niebieskiego", już raczej dawno powinienem nim być, nie patrząc nawet na czas pracy, ale umiejętności i przeszkolenia. Jednakże firma, amerykańska, broni się kryzysem, który chyba od dekady za oceanem jest modny.
Pierwsza tercja minęła paskudnie, miałem ambitne i jakże rozwijające zadanie zwane docieraniem. No comment, nie zasłużyłem na to. Zdemaskowałem również "judasza" ode mnie z brygady i obiecałem mu zrobić krzywdę po pracy.
Niedługo po rozpoczęciu drugiej tercji pracy podszedł do mnie kierownik i zapytał się czy potrafię obsługiwać DÜRR`a - maszynę z programami konserwacji i mycia międzyoperacyjnego. Zdałem sobie, że jestem jednym z dwóch wyszkolonych operatorów obecnych w firmie. Praca do trudnych tam nie należy, więc odpowiedziałem twierdząco, po czym dowiedziałem się, że chodzi o stary typ tej maszyny umieszczony na sąsiedniej hali, bez panelu dotykowego posiadającym mniej przejrzysty pulpit. FUCK, ogarnąłem, choć pierwszy raz miałem z tym skansenem styczność, a w dodatku miałem być sam na dużej hali. SHIT HAPPENS.
Nie byłem cały czas sam, towarzyszyło mi przez jakiś czas kilku pracowników UniThermu montujących wentylację, mogłem swobodnie wychodzić na papierosa, spacerować, śpiewać, nucić, gwizdać, jeść i pić w różnych pozycjach. Ogólnie improwizowałem, aby mi się nie nudziło.
Że uzgodniłem z brygadzistą, że wcześniej muszę zejść do szatni, aby przygotować się na wyprostowanie "kolegi" z brygady, zostawiłem kartkę dla mojego zmiennika i udałem się okrężną drogą do szatni. O dziwo on już prawie ubrany był, choć dopiero go zajętego widziałem "na dole". Myślał cwaniak, że naprawdę znalazł frajera i się schowa. Jego twarz parokroć poczuła, że się pomylił - jestem Księciem Saiyan.
Po pracy dla odmiany powrót z kumplem na piechotę, w domu szybki ogar i... kierunek SOPOT !
Delicje Szampańskie, półtoralitrowy szampan Dorato
i można śmiało ruszać Monciakiem na molo...
Tylko pamiętajcie zastanówcie się nad towarzystwem.