Rano wstając, idąc chodnikami, zimno- było. Późnym przedpołudniem wracając. Z muzyką, na piechotę. Ciepło, cieplej. Ot już na końcu kwietnia- w miejscu, w którym tedy byłam słyszałam. Po drugiej stronie (rzęs) bezsensowność. Zmienia się. Czekam, denerwuję. Na szczęście.
Hava nagila, venishmecha...
ps thanks everybody for nice opinions n views (i do not publish ur comments)
and fuckin spam, damn it