Doszło dzisiaj do mnie, że im mniej wiem tym mniej zupełnie niepotrzebnych powodów mam do rozmyślania. To wydaje się absurdalne, ale im więcej wiedziałam o planach Szy. tym trudniej było mi pewne rzeczy zrozumieć czy się z nimi pogodzić. Prawdą okazało się, że kiedy wiem zbyt wiele nie jestem w stanie skupić się na tym co jest teraz i w kółko rozmyślam o tym co nastąpi. I tym sposobem w istocie niewinne czyny, sprawy zamieniły się w nader ważne i wzięły górę nad wszystkim co miało być teraz i miało być lepsze niż dotychczas. Im mniej szczegółów, tym mój sen byłby spokojniejszy, a tymczasem ciągle towarzyszą mi dziwne uczucia w brzuchu po przebudzeniu i mysli związane z analogicznymi sytuacjami z inną osoba w roli glównej - ale ciągle jeszcze ze mną.
Ja nie jestem w stanie się przełamać i uwierzyć, że nic nie będzie w stanie przerwać zażyłości. Uwierzyć, że to wszystko było niezniszczalne, nieśmiertenle. Nie wierzyłam, że może zaistnieć coś tak cennego i nie wierzyłam, że po raz kolejny na własne życzenie będę mogła to stracić. To kolejne już takie doświadczenie i pwinnam się nauczyć, że o coś tak wartościowego trzeba dbać, że to nieporównywalne z niczym innym. Zupełnie jak ten ból rozdzierający moje wnętrze, nic nie jest podobne do tego co dzieje się ze mną w obecnej chwili...