Mam przed sobą teraz ten idealny okres życia. Ten który należy do mnie. W którym nic nie muszę, za to wiele moge. Mogę zdobyć świat. Przecież to takie proste.
Dlaczego wyjechałam z ukochanego miasta? Trochę żeby uciec, uciec przed czyjąś zbyt nachalną miłością. Trochę żeby uciec przed monotonią. Przede wszystkim jednak żeby być kimś. Przed egzaminem znalazłam na korytarzu tymbarkowy kapsel z hasłem "żyj a nie istniej". Brutalnie, chociaż chyba nieświadomie wysmiał go ktoś kto jest poniękąd bliski sercu memu. Tymbarkowe mądrości nie są przeciez oryginalne, nie jesteśmy przecież w gimnazjum. Co więcej, jesteśmy dorośli. Oj tacy dorośli przecież. Albo z drugiej strony bądźmy uroczo dziecięcy. Byle nie w gimnazjum. To się nie godzi.
Dobrze było by żyć. Dobrze byłoby wreszcie zacząć. A tu jak na złość znajduje się wciąz miliardy pretekstów żeby odłożyć to na później. Jak tu rzucić palenie skoro sesja. Jak się częściej uśmiechać skoro warga rozcięta i boli. Jak napisać prace skoro natychmiast trzeba zmyć naczynia, a pózniej zamieśc podłoge a pózniej... a później robi się 19 wieć dobrze byłoby obejrzec fakty. Co sprawia, że się rozmieniam na drobne i nie robie nic? Dlaczego wciąz zabijam czas nic nie robieniem skoro mam tyle marzeń?
Dosyć już szukania usprawiedliwień.
Wojtek zapomniałam o Twoich urodzinach. Bez kręcenia. Po prostu zapomniałam. Nic nie robienie tak mnie zaabsorbowało, że nie starczyło już czasu na pamiętanie o kimkolwiek. Wszystkiego przecudownego. Miliarda różowych puchatych zegarów. przepraszam.