Bo tak naprawdę... To trzeba od czegoś zacząć.
No więc tak. Notka pojawiła się odrobinę wcześniej niż zakładałem. Ale to wina mojej weny, któa przyszła do mnie nieoczekiwanie i kazała nabazgrać to coś. Tak na dobry początek w zasadzie. I tak, zdaje sobie sprawę, że za długie to to nie jest, ale trzymajcie za mnie kciuki i wmawiajcie sobie jeszcze przez jakiś czas, że się rozkręcam
W pedantycznym porządku,jaki panuje nawet w najgłębszym zakamarku tego domu, w świetle wstającego słońca, którego promienie wpadają przez okno do pokoju, oświetlając go dobrze, do pracy szykowała się Jaqqueline. Ubrała się jak zwykle. Schludnie i dość prosto. Jeansowe spodnie, fioletowy, ręcznie robiony na drutach sweterek, z odrobinę przydługimi rękawami. Całość dopełniały adidasy z jaskrawymi, zielonymi sznurówkami. Następnie ściągnęła z wieszaka smycz z kluczami, którą schowała pod swój sweterek i opuściła mieszkanie, spokojnym krokiem udając się na autobus. Na przystanek dotarła jak zwykle chwilę przed czasem. Wsiadła w swój autobus i zajęła jedno z wolnych miejsc. Jakiś czas później zobaczyła osobę, która przykuła jej wzrok. Być może przez to głośne sapanie zwróciła na niego uwagę. Albo po prostu dlatego, że długie, kruczoczarne, przetłuszczone włosy, krosty na twarzy, grube okulary osadzone na bystrych, błękitnych oczach, stara koszulka koloru szarego, wraz z jakimś niewyraźnym już napisem, który najprawdopodobniej był nazwą jakiejś kapeli muzycznej, za długie, poobcierane na dole spodnie, białe skarpetki wraz z sandałami, oraz dość osobliwy kolczyk w uchu wydawały się dziwnie znajome, o czym mózg po prostu posłusznie zakomunikował.
W półmroku, wśród sterty białych kartonów po pizzy z logo jakiejś pobliskiej pizzerii, masy puszek po piwie marki piwo, napojach energetycznych oraz butelek coli z Biedronki, góry papierków po batonikach wszelakiej maści, opakowaniach po chipsach, Raphaello szukał swojego identyfikatora. Jak zwykle przez ten bałagan spóźni się do pracy. Ewentualnie wbiegnie na styk. Kiedyś będzie musiał posprzątać. Ale to kiedyś. Identyfikator, wraz ze smyczą, do której była przyczepiona także plastikowa plakietka, zapewniająca mu wejście do każdego pomieszczenia w firmie, leżała oczywiście tam, gdzie ją zostawił. Jakby mogło być inaczej, musiało być to miejsce, gdzie spojrzał na samym końcu. W kartonie po ostatniej zamawianej pizzy. Obok niedojedzonego kawałka z owocami morza. Gdy wreszcie wybiegł z domu, jego mózg, który dopiero przed chwilą wskoczył na wyższe obroty, zakomunikował mu, że coś jest jednak nie tak jak być powinno i powinien się wrócić. Zatrzymał się i odruchowo spojrzał na siebie. Nie ma to jak wybiec w puchowatych kapciach do pracy. Powrót, ubranie odpowiednich butów i kilometrowy sprint na ostatni możliwy autobus, jakim mógłby zdążyć do pracy. W autobusie zaś, cały spocony i zdyszany ujrzał siedzącą kobietę w autobusie. Kobietę, którą znał. Ubrana była w fioletowy sweterek z przydługimi rękawami, jeansowe spodnie, adidasy z zielonymi sznurówkami. Długie, blond włosy, jak zawsze rozpuszczone, zaś grzywka przesłaniająca jedno z jej wspaniałych, zielonych oczu. To była cała ona.
Nie podszedł jednak do niej. Zamiast tego odwrócił się od niej, byleby nie patrzeć w jej stronę, byleby nie spoglądać na nią. Wiedział, że tego chciała. Mimo, iż był odwrócony do niej tyłem, widział jej uśmiech i cień ulgi na twarzy. Zdawał sobie sprawę, że nie było sensu zawracać jej głowy. W końcu obiecał jej nawet tego nie robić. Obiecał dać sobie spokój, mimo sprzeciwu serca i rozumu, które to rzadko kiedy, były ze sobą zgodne. Mimo niezgodności z samym sobą zostawił osobę, którą kochał, kocha i kochać będzie, bo wiedział, że ona tego chce, że tego pragnie. Wiedział, że ona modli się o to, żeby go nie spotkać w ciągu dnia. Wiedział, że wylewa przez niego łzy w nadzieji, że w końcu będzie od niego wolna. I tak bedzie juz zawsze. Wiedział to doskonale. Od momentu, w którym to usłyszał z jej słów jedno zdanie: "Problem jest taki, że ja nie wiem czy chcę Cię widzieć". Zdanie wypowiedziane bez nienawiści, za to z czystą obojętnością w sercu i duszy, bez jakichkolwiek uczuć, za to z suchością sahary i mrozem antarktydy.
Zdanie, które potrafi zabić dosłownie każdego człowieka, jednocześnie pozostawiając go przy życiu.
Zlepek słów, które niszczą to, co w człowieku nazywa się duszą
Nocturn.
Inni zdjęcia: 1547 akcentovaDrops & Sunset photoslove25Chapeau bas. ezekh114Miłość jednego imienia samysliciel35Wybrzeże morza czerwonego bluebird11Po przerwie liskowata248Perspektywa. ezekh114Moje nowe butki # PUMA xavekittyxKwitki z mojej rabatki :) halinamOpowiadanie nr 1 gabrysiawkrainieblyskow