Każdego roku, prędzej czy później dopada mnie to szalone przekonanie, że tym razem mój pomysł na zdobycie milionów okaże się skuteczny. Jednak po każdej klęsce, czy to z powodu braków w wątpliwie przygotowanym biznes planie, czy po prostu wyczerpania kapitału firmy (to akurat częściej) nie poddaję się. Zwykle, sprowadza mnie na ziemię chodzący demotywator w postaci mamy, która do każdej mojej koncepcji (nie tylko w dziedzinie milionów! ) podchodzi z mniej więcej taką samą aprobatą jak do sierpniowego pomysłu o powrocie z Gdańska do Suwałk przez Warszawę (w tym jednym wypadku wątpliwość była uzasadniona). Tymczasem, skupiam się na sprawach, które oderwą mnie choć na chwilkę od brutalnej rzeczywistości. Mój Kindle jest wprost przeładowany książkami, czasu niestety też nagle zrobiło się więcej. A moja tęsknota, choć cicha i spokojna, ma bardzo budującą siłę.