


Zrobiło się jakoś dziwnie w mojej głowie. Jakoś lepiej.
Ostatnio zaczęłam łapać się na tym, że naprawdę cieszę się z tego, co wydarza się w moim życiu.
Nie chodzi o całokształt, chodzi o momenty. Dziwne jest uczucie cieszyć się momentem bez tych smutnych i złych myśli w tle. Lekarz mówi, że wychodzę z depresji. Może to tak właśnie wygląda?
To ciężka i długa droga, nie mogę powiedzieć, że już wszystko w porządku.
Ale czasem właśnie będę się cieszyć.
Za 11 dni jadę na święta w rodzinne strony. Ludzie, błagam, tylko dajcie mi odpocząć.
Chcę leżeć przy choince i obżerać się ciastem. Jakże CIESZĘ SIĘ, że w tym roku ominie mnie ten cały przedświąteczny pierdolnik. Przyjadę na tzw. gotowe, bo niemal cały wigilijny dzień spędzę w pociągu.
A może wysiądę dopiero 27 grudnia, heh? Nie no, żart. Chcę zobaczyć się z rodziną, ale będę rzucać w każdego ciastem jak tylko będzie próbował wyciągnąć mnie z bezpiecznego gniazda pod choinką.