Pamiętam jak kiedyś, będąc jeszcze dzieckiem ulicy, poraził mnie prąd. Zostawił bolesną białą plamę na mojej dłoni. Długo zastanawiałam się co to jest, dlaczego mnie boli, dlaczego ból nie ustaje. Ból. Ból uczy. Nauczył mnie, żeby nie wkładać palców do kontaktu. Patrząc oczami wstecz, wydaje mi się, że ważna wartość została zatarta w moim umyśle. Moja linia tego co wolno, a czego nie jest bardzo cienka. Nie mam umiaru, nie mam granic. Nie działa już na mnie system prób i błędów.
Moje niespójne myśli wciąż plączą się po głowie. Swoista wyobraźnia zaczyna mnie przerastać. Wędruję w miejsca, które powinnam już znać. Słyszę głosy, które powinnam znać, kojarzyć je z poszczególnymi osobami, a tym czasem uczę się tego wszystkiego od początku. Jak dziecko. Stawiam pierwsze kroki.
Dwie godziny patrzyłam dziś w okno. Nie wiem czy padało czy to moje oczy były pełne łez, bałam się wyjść, nie sprawdziłam pogody. Dwie godziny zleciało mi na obserwowaniu ludzi, na zastanawianiu się nad egzystencją życia. Kim będę za kilka lat? Jak będę żyła w przyszłości? Czym jest życie i przyszłość? Nie widzę ani jednego, ani drugiego. Oba pojęcia dla mnie nie istnieją. Kiedy coś nie istnieje nie mogę tego widzieć. Nawet jeśli widzę swoją śmierć, bo nie raz tak było, jak pisać listy pożegnalne? Jak pisać testament? Jak napisać list pożegnalny, kiedy nie ma się kogo żegnać? Jak napisać testament, jeśli nie ma się nic do oddania?
Notkę tą mogę zaliczyć do nieudanych z niepoukładanymi myślami. Jest to jakby forma notatki, która nadaje się jedynie, aby zapisać ją na kawałku chusteczki.