Wierz mi, to jest najlepszy sposób, żeby ukryć strach. Być taką, hej, do przodu.
Żeby nikt się nie domyślił.
W zeszłym tygodniu przystąpiłam do ostatniej matury około 13:30. Skończyłam ją około 14:00 rozpoczynając tym samym najdluższe wakacje w życiu (chyba, że nie dostanę się na studia).
Podsumuje ten pierwszy bardzo intensywny tydzień. Otóż zdołałam spakować się na tripa w Bieszczady, którego wspominam bardzo miło. Po czterech latach zagościłam w tym miejscu gdzie trawa jest bardziej soczyta, drzewa pełniejsze a niebo bardziej niebieskie. Z Rzeszowa dostopowałyśmy z Ewą do Komańczy, a wlaściwie i do Smolnika. Wdrapałyśmy swoje kupry na górę i doszłyśmy do schroniska. Widok - powalający! Zabrałyśmy się za mycie okien i picie herbatki, za plotki z chatkowym - mistrzostwo! Dwa piękne hucoły i dwa piękne psiaki. Miejsce idealne. Mała huśtawka spływająca linami z drzewa, ławeczka przed schroniskiem z widokiem na choinkę w kształcie lwa czy coś...;) Można się zauroczyć! wygodna kanapa, którą z Ewą okupowałyśmy nocami ;) No i czas nam tak szybko zleciał, że trzeba było wracać. W drodzę powrotniej zahaczyłam o jeden koncert czy coś. Wybawiłam się niesamowicie a następnie pospałam kilka godzin spakowałam manatki i wybrałam się do miasta ze stworzeniami mego wzrostu, aby troszkę odpocząć, pozwiedzać, pomachać poi czy coś;) Skończyło się ogromnym niewyspaniem, powrotem do Zagłębia a później kolacją u jednej ze wspanialszych istot na Ziemii;)
Jednym słowem - wspaniale!
Oby reszta tygodni była podobnie intensywna!
Teraz czas na spakowanie się na Intercamp. Będzie 6 dni prawie lenistwa z daleka od Was wszystkich! ;pp
Nie znam roli, którą gram.
Wiem tylko że jest moja niewymienna.