no i chuj.

pada, grzmi, jest szaro i zimno.

karolina w parku, fajka w lapie, mokre wlosy wywijaja sie zlosliwie, a przeciez dzisiaj rano tak skrzetnie je prostowala. ale nic, wypuszcza ustami dym do nieba, lekko pochyla sie pozwalajac glowie swobodnie zawisnac nad podejzanie pieknie prezentujacym sie o tej porze roku trawnkiem.

"ha! sztuczny."- dumna z siebie przyznaje i usmiecha sie nie wiadomo do kogo.

ludzie przechodza dziwnie sie na nia patrzac, moze to przez jej wsciekle pomaranczowa, tiulowa spodniczke?

majac na to szczerze wyjebane macha radosnie do tych krzywych min wiodacych za nia z pogarda w oczach.

''a zabawa jeszcze sie nie zaczela"- cicho mowi do lawki, energicznie podnoszac sie z niej i automatycznie, z czystego przyzwyczajenia, patrzac katem oka czy niczego tam nie zostawila.

odwracajac sie na piecie, ruszyla w swiat.

piatek, trzynastego.