starość, nie radość.
po skończenu myślałam, że mi ręka odpadnie.
grunt, że w czwartek wracam do domu. na trzy (!) tygodnie.
nic, tylko błogie lenistwo... z podręcznikiem do genetyki, którą zaczynam niebawem.
P.S.
miałam sen. siadam na auli z arkuszem z psychologii lekarskiej (z kórej to zaliczenie mam w środę) i jestem przerażona pytaniami. zezłoszczona i jednocześnie powstrzymująca się od płaczu stwierdzam, że nie mam pojęcia, co napisać. nagle ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu- okazauje się, że to moja nauczycielka sztuki z gimnazjum.
-Agnieszko! jesteś artystką, jesteś ponad to! pieprz to zaliczenie!
-jestem! i na kij mi te studia!- wykrzykuję w triumfie, rzucając długopisem.
i w sumie pierwszą rzeczą po obudzeniu, oprócz umycia zębów i wypicia kawy, oczywiste, zasiadłam do szkicu, który na wpół śpiąca robiłam w bardzo wczesnych godzinach niedzieli dzisiejszej.
co to ludziom po głowach chodzić potrafi... o.O