Staczała się. Nie wytrzymywała już psychicznie i każdy weekend poświęcała tylko imprezem, paleniu, jaraniu, piciu... Nie widziała świata poza tym. Kiedyś..? Nie chciała taka być. Wytykała takich ludzi palcem, mówiła, że ona w życiu nie byłaby w stanie się taką stać. A jak jest dziś...? Nałogowa palaczka. Pijaczka. Ćpunka. Tak radzi sobie z bólem. Fizycznym...? Nie, nie, nic ją nie boli. No może poza sercem...ale te pękło na pół już dawno temu. Ból psychiczny. To z nim próbuje sobie radzić, choć wcale jej to nie wychodzi. Wraz z kolejnym buchem, z kolejnym kieliszkiem...po prostu zapomina. W czasie, gdy używki rozweselają ją, poprawiają jej samopoczucie...czuje się jeszcze podlej, bo oszukuje siebie samą. Oh, jakie to żałosne. Ale to nie jej wina. Nie jej wina! To przez Niego tak upadła...stacza się coraz niżej...aż w końcu upadnie tak nisko, że nie będzie w stanie się wzbić. Rozpaczliwie błaga o pomoc...samookaleczając się. Liczy, że ktoś to zobaczy. Że ktoś jej pomoże. Rodzice ? Oni jej nie znają. Przyjaciele..? Są. Ale sądzą, że imprezuje, ot tak. A ran na rękach nie widzą. Ona wspaniale się kamufluje. Na codzień uśmiech, radość. Nauczyła się udawać. Tak świetnie, że nie raz oszukuje siebie samą. Kolejna rana zadana na nadgarstku wyzwala ją z psychicznego bólu pełnego krzyku i wołania o pomoc. Upada... Woli radzić sobie z bólem fizycznym - dlatego to robi. Z psychicznym nie jest w staniu już walczyć, poddaje się. Zatraca się. Pije, pali. Wtedy przynajmniej wyzwala się z całego syfu. Pare godzin radości. Szkoda, że tylko wtedy jest szczęśliwa. Gdy się upija. To takie smutne. Upada...upadła...
K.