Zwaliły się na moją głowę rzeczy całkiem ludzkie.
Coś jak kilka jabłek, pomarańcza i dojrzałe, całkiem duże awokado.
Stała się ciężka i masywna. Przewracała się i odwracała, ledwo trzymając karku.
Pijana szczęściem i dwoma tonami smutku. Przybita gwoździami i świezymi igiełkami sosny.
Ktoś chwycił ją w ręce i bezlitośnie oblał zimną wodą.
Otrzeźwiała.
W tym czasie mózg, tocząc bitwę z krępymi i metalowymi myślami, przerwał na chwilę, przygotowując się do ostatecznego uderzenia. Wygrał, wychodząc z niej zhańbiony, raz po raz popychany przez resztę.
Bywa...