Znam doskonale te duszne pokoiki wynajmowane na godziny, w których muzy gwałcą poetów, którzy zalotnie umierają w ich ramionach. Przed śmiercią zdążą jeszcze wyrzygac swój ból, nazwany przez znawców chłamem, który chłamem będąc wciąż boli.
Ten specyficzny rodzaj bólu można pomylic z rozkoszą, doprowadza do ekstazy pijane umysły maluczkich, którzy izaleznili się od brudnej Poezji, tej w podartych kabaretkach, kapeluszu z piórami i tanią wódką w ręku.
Ich myśli palą się szybciej niż papierosy i przemieniają się w popiół nim dotkną białych, nieskalanych stron. Ten popiół przerodzi się w szaleństwo, nazwane również nieskończonością lub granitem, z którego wykują smutne podobizny ich twarzy, zawsze jednak weselsze niż chora rzeczywistośc, która przepełniała ich głowy za życia.
Te duszne pokoje mieszczą się gdzieś koło ucha, za lewym okiem, pół centymetra nad brwią - czasem cmią mnie tam głosy tych, którzy walczą z kacem i natchnieniem.
VI.
Dalej były tylko buraki. Całe pola tych jakże romantycznych warzyw. Szli już od dłuższego czasu. Z początku mijali jeszcze jakies pola żyta, czy tam pszenicy. W każdym razie czegoś, co nie było owsem, bo wszyscy wiedzą, jak wygląda owies. Teraz pozostały pola buraczane. Zatrzymała się nagle.
- Tu będzie dobrze.
Tonęła już po kostki w błocie. Niebo było bure, jak ziemia. Znów będzie lało. Dobrze.
- Jak chcesz.- odpowiedział jej towarzysz. Mi to obojętne, gdzie to zrobimy. Kładź się.
Posłusznie wykonała polecenie. Jej też było bez znaczenia, byle miec to juz za sobą. Położyła się na plecach. Czuła, jak jej ubranie przejmuje wilgoc błotnistego gruntu. Błoto weszło jej pod paznokcie i przykleiło się do włosów. Wydzielało nieprzyjemny zapach zgnilizny. Dookoła były buraki - miła okolica.
Nie potrzebnie szli az tutaj, mogli to zrobic dużo wcześniej. To on chciał coraz dalej i dalej. Wstydził się, albo bał ludzi. Jakby było czego. Ludzie robią to przecież od wieków.
- Wygodnie Ci tak? - zapytał, a ona kiwnęła twierdząco głową. Chłopak wbił łopatę koło jej stóp, robiąc przy nich ślad, a potem przy głowie.
- Aleś ty wielka - burkną. - Dobra, wstań.
Dziewczyna podniosła się z pola, uklękła nieopodal, dotknęła ustami ziemi i szeptała dziwne, niezrozumiałe słowa, podczas gdy chłopak kopał dół wielkości jej ciała.