Całe dnie spędzone w domu nie sprzyjąją mojej psychice. Infekcjo wirusowa, zostaw w spokoju moje biedne zatoki i daj mi normalnie żyć. Za dużo opierdalania się = za dużo myślenia. Na dodatek mnie wzięło jakoś na głupie wspomnienia (stąd to zdjęcie, które - o dziwo - tak cholernie dobrze mi się kojarzy), fujć.
Jutro farbowanie włosów. Skoro i tak siedzę w domu to może w końcu zacznę ćwiczyć, przydałoby się, trzeba wziąć się za siebie i schudnąć do tych 47kg. Nie mogę się doczekać momentu, w którym zacznę się czuć dobrze. Zabiorę się też za robienie koszulki. Potrzebuję jakiejś zmiany, najlepiej dużo zmian.
Miło usłyszeć, że mówienie "no kurwa" w moim wykonaniu jest urocze. Chociaż to nie do końca tak, jakbym chciała.