Moja recepta na szczęście. Moja definicja piękna. Moja fascynacja. Jestem wiecznie głodny, jestem szarą postacią o wiecznym apetycie na więcej muzycznej endorfiny. Chłonę kalejdoskop barw, świetlnych i tych naszkicowanych za pomocą strun i klawiszy... tych magicznych gitarowych kontur, rozpędzonych z głośników i tańczących w powietrzu niewidzialnych duchów obijających się po całym inner dworku ...niczym zapętlanie ósemek rozgrzanym kijem z ogniska w kierunku gwiezdnego nieba. Bas rozrywający klatkę, łaskoczący żebra. Te linie ślicznie plumkających Stratocasterów... Drummer droczy się z moimi bębękami. To, to.. jak czułe dotykanie kobiecych piersi, jak delikatne kąsanie kobiecych ud, brzucha i szyji. Jestem upośledzony muzycznie, skrzywiony, ze swoją wizją spektaklu i dewiacją w sercu...
(...) już niedługo, jeszcze trochę... coś się wydarzy, coś wykreuje (...)