Otwieram oczy, jestem w lesie...
Ty trzymasz mnie za rekę, uśmiechasz się...
Szepczesz mi do ucha czułe słówka...
Sprawiasz iz sie podniecam...
Zaczynasz isę demonicznie smiac i odpychasz mnie...
Znikasz gdzieś pośród lasu...
Samotny wychodze na autostradę...
Tułam się idąc jej środkiem...
Widze z oddali miasto, zaczynam biec...
Potknałem się o kamień...
z pokrawawioną twarza dotarłem do miasta...
Widzeludzi, mnóstwo ludzi...
Wszyscy sie an mnie dziwnie patrzą...
Gdzieś się spiesza, obijają się o mnie...
Wśród gestego tłumu widze ciebie...
Ty jednak totalnie na mnie zlewasz i odwracasz wzrok...
Biegne za tobą ostatkami sił...
Jednak ciebie już nie ma...
Upadam...
Ludzie depcza po mnie...
Wyciągam dłoń w ich stronę...
Nikt nie chce mi pomóc...
Trace siły, kątem oka znów widze ciebie...
Usmiechasz się...
Podchodzisz do mnie...
Wyciagasz swoją dłoń i pomagasz mi wstać...
Całujesz mnie w policzek...
Prosisz mnie abym zamknął oczy...
Zamykam oczy...
Idziemy gdzieś...
Czuję zapach drzew...