ech, no tak pięknie było po prostu.
wszyscy po szkole wybierają się w daleka nie niebezpieczną podróz do mac'a. przedzierajac się przez zarośla, zaatki, zaułki
osiedla, przeskakując przez mury i my tam dotarłyśmy.
dzielne my po zakupie lodów, zjedzeniu ich, porobieniu zdjątek zauważyłysmy elvis girl.
epickie.
dorga powrotna, bańki, grafitti, skoki prez mury lublelskie, urodzinowe plany i przystanki na moście.
i czym, w porównaniu z tak cudownym popłudniem jest zeschła margerita, czy choćmy greta?
więc ta popołudniowa cudowność powoli przechodziła w cudownosć wieczorną,
ale kilka małych incydencików to na chwilę popsuło. jednak "ludze dobrej woli"
wyjaśnili mimowolnie większosć z nich. więszosć, bo jednego nie.
ale
co
mnie
to.
po prostu przestać się tym zajmować, zostawić te twoje
fałszerstwa.
na prawdę.
1 października tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu,
tak samo jak perspektywa przepięnego wieczorku.
także chill i fuck you, bejbe.