AND SHE'S BUYING A STAIRWAY TO HEAVEN
wczorajszy dzień był beznadziejny przez duże b. nic nie czułam,
nie myślałam o niczym innym tylko o swoim ciele. myślałam o tej tonie
tłuszczu wylewającej się ze spodni, o cholernych oponkach na ktorych
opina się bluzka, o mojej żałosnej postaci. było źle, ale nie da się zmienić
myślenia z dnia na dzień i dlatego dziś też nie jest najlepiej. ooooh, pogoda
mnie niszczy, czuje jak wbija sztylety w moje tłuste ciało. czemu to wszystko
musi być takie domotywujące? zwala się na raz, a ja nie potrafię tego ogarnąć.
wairuję wairuję wairuję! potrzebuję złotego środka żeby zwalczyć to całe
gówno. tylko gdzie go szukać? nevermind...
bilans: chrupki kukurydziane (160)
jabłko (75)
kapuśniak (100)
będzie kisiel (110)
razem:445 kcal
mniej! to jedyna rzecz, która chyba poprawia mi dziś humor... a może i nie,
bo co przebije wrażenie, że się stoi w miejscu i nie chudnie?