Są rany, które nigdy, nikt nie zobaczy na ciele, które są głębsze
i bardziej bolesne niż wszystko, co krwawi.
Jestem świadomy tego, że na świecie, w Polsce, nie jedna osoba przechodzi przez depresję, a tym bardziej dzisiejsza młodzież. Sam miałem z nią styczność przez kilka miesięcy. Nie będę opisywał, czemu, kiedy itp., może to, co napiszę, pomoże kiedyś komuś, może podniesie na duchu, a jak nie to sam kiedyś (oby nie), wrócę do tego, co tu wypisałem i postaram się poradzić sobie z tym tak samo, jak jakiś czas temu. Od razu piszę, że nie jestem jakimś psychologiem, znawcą czy wszechwiedzącym, nie. Piszę to tak o, bo nigdy nic nie wiadomo. Może moja przeszłość uratuje czyjąś przyszłość.
Już raz próbowałem, będąc przy kimś, ale nie podołałem.
Depresja to przede wszystkim myślenie o samobójstwie, o chęci zakończenia życia. Sam nie raz o tym myślałem, dokonywałem czynów, których bym normalnie nie zrobił i których teraz żałuję, choć nauczyły mnie wiele.
Czy mogę to nazwać brakiem myślenia racjonalnego? Pytanie też brzmi, jak sobie z tym poradziłem?
Ten stan robi z naszego mózgu, jedno wielkie bagno, brak chęci do standardowego funkcjonowania, myślenie o śmierci. Pomimo tego, że się jednak (podświadomie) boimy a wmawiamy sobie, że tak nie jest, to i tak tego nie zrobimy, ale to już chyba zależy od psychiki. Nie stawiam tutaj nikomu wyboru, czy nawet chęci bycia kimś "lepszym", bo ja tego nie zrobiłem. Nie. W tej chwili myślę racjonalnie i wiem, że ten wybór byłby najgorszą rzeczą, czynem, z którego prawie skorzystałem. Prawie robi, jak wiemy, dużą różnicę. Uważam się za osobę o silnej psychice i niezniszczalną, lecz śmiertleną.
Życie ma swój cel, wszystko ma swój powód. W tym przypadku depresja jednak po coś zaistniała w moim życiu. Ten melancholijny stan, utwierdzał mnie w przekonaniu, że nikt mi nie jest potrzebny, że lepiej jakbym został sam i sam odszedł. Odciąłem się od wszystkiego, co było możliwe.. Ten czas, samotność, dał mi wiele do myślenia i to był chyba główny cel, by przemyśleć wszystkie sprawy dotyczące mojej osoby, mojej drogi. Jestem świadomy tego, że jest to sprzeczne z tym, co napisałem na początku drugiego akapitu, że "mamy bagno w głowie". To nie oznacza, że myśleć nie możemy, możemy ale nie racjonalnie, nie trzeźwo, ale można i trzeba się starać. Zaczynasz więcej myśleć. Myślenie doprowadzi Cię do podjęcia pewnych działań, czynów, wyborów, decyzji. I tu znajduje się ten plus...depresja zmieniła mnie i to bardzo. Czy pozytywnie czy negatywnie, sam nie wiem, nie mnie oceniać, ale to było dla mnie duże doświadczenie, które w tej chwili mogę zapisać. Nie wiem czy to zmieni każdego na lepsze, każdy jest inny i każdy inaczej zareaguje. Wiadomo, że trzeba poświęcić coś, by zyskać, np. w tym przypadku zdrowie fizyczne oraz psychiczne. Podczas nieświadomej depresji doszedłem do wniosku, że: "tak czy siak, kiedyś i tak umrę, ale jestem tu po coś, nie zrobiłem wszystkiego a wiem, że mógłbym gdybym się spiął. Zrobiłbym więcej, potrafię. Nadejdzie na mnie kolej, w swoim czasie, to ja decyduję, a nie moje słabości."
Depresja pozostaje z tego co wiem, uśpiona, ona nie znika, w każdej chwili może wrócić. W tym momencie mogę, przytoczyć słowa piosenki "Cieszmy się z małych rzeczy". To tak wiele znaczy.
Jak wyszedłem z tego?
Czas, myślenie i rozpatrywanie, nad tym co zrobiłem do tej pory złego, co mógłbym jeszcze zmienić. Ale była jeszcze jedna rzecz, przez co wpadłem w nałóg psychiczny, bo fizycznie jest to niemożliwe. Jest to coś, uznawane za lek, ale każdy wie że to używka. Nie jedna osoba próbowała. Oczywiście nie zachęcam, nie będę nikomu wmawiał, że to najlepsze wyjście z depresji. Mowa o marihuanie. To jeden z najlepszych antydepresantów i tej używce zawdzięczam wiele. Ucieczkę z tak okropnego stanu. Nie zasięgałem pomocy u lekarzy, psychologów. Uważałem, że nie potrzebuję tego, nigdy nie chodziłem po ludziach, zawsze radziłem sobie sam, tak więc się tego trzymałem. Poddałem się tylko środku odurzającemu. Ale na początku próbowałem tabletek od psychiatry, u którego pojawiłem się nie z własnego wyboru. Tabletki nie pomagały.
Nie polecam pójścia na skróty, ponieważ nie mam zielonego pojęcia, jak to wpłynie na kogoś innego. Ten "lek", był lekiem "końcowym", dobijającym depresję. Czas, myślenie i rozpatrywanie nad swoimi błędami, które zrobiłeś dotychczas - jak je zauważysz to będziesz chciał je zmienić i poświecisz na to wiele czasu, przez co zapomnisz o próbach samobójczych, czy innych głupich rzeczach.
Wszystko ma swój cel, sens.
Sytuacje, które wpłynęły na to, dlaczego wpadłeś w depresję, to elementy, które powinieneś zaakceptować, przemyśleć i postarać się spojrzeć na nie z innej perspektywy. Zauważyć, że są rzeczy które możesz jeszcze zmienić, przynajmniej dla samego siebie. Depresja to też egoizm, myślenie o samym sobie przez ten okres.
Człowiek jak człowiek, jeżeli się było w takim staniem, to myślę że idealnie się rozumiemy, ja rozumiem Ciebie a Ty jesteś w stanie zrozumieć mnie, nic więcej. Możesz być jeszcze kimś wielkim i zmienisz coś w swoim życiu, tak by odejść kiedyś, ale nie teraz, z honorem, tzn. odejść z honorem, czyli umrzeć tak jak należy, śmiercią naturalną, a nie odbierając sobie życie, nie uciekając i pozostając tchórzem.
Czasami potrzebujemy sobie uronić kilka łez, czasami z przykrości a czasami z radości.
Ale kiedy koncentrujemy się na dobrych rzeczach, to jakby zapominamy o tym smutku.
Nie potrzebujesz się jakoś strasznie użalać nad sobą, ale czasami same się poleją.
Poleją się i tyle. Wtedy jest łatwiej/lepiej.