"Bać nalezy się tylko strachu"
-Franklin Roosvelt
Jeszcze wczoraj napisałabym, że jest idealnie. Ale chyba moje życiowe twierdzenie, że może być idealnie tak po prostu traci swoją wartość. Na prawdę niczego więcej nie potrzebowałam. Idealne wakacje: znajomi, wypady, rozmowy, zdana matura, dostanie się na studia, oblewanie, wesele, zabawy, chrzciny z taką rolą!, nowi znajomi, muzyka, jedzenie, tańczenie, śmiech, tyle wydarzeń, tyle radości! Dzieje się taka masa rzeczy, że nie nadążyłabym tu o tym pisać. I po co miałabym to robić, kiedy mogę to przezywać?
Ale w jakiś sposób przyszedł kres. Jeden dzień, jedna krótka rozmowa. Nie mówię, bo wszystko będzie znowu ładnie-jak wcześniej. Jednak inaczej, nie identyczne. Czasami chcąc dobrze, można przedobrzyć. U mnie ten stan jest tylko w jednej jedynej sytuacji. Wszystko zaakceptuje, ale nie to. Nie wtedy kiedy jest mi tak dobrze. Nie dowartościowuje mnie to, tylko przeraża. Nie pierwszy raz.
A moim ideałem jest ciągle ten sam ideał, który swoją drogą z perfekcją, w rzeczywistości, nie ma nic wspólnego. To czemu nadal tkwi? Czemu jest jedyną wizją, ratunkiem, ucieczką? Pozwala się uwolnić. Chociaż i tak nic z tego.
Za dużo logiki tu, gdzie powinna się wycofać! Jeden, wczorajszy spacer, wspomnienie tłoczące się w mojej głowie. Troska. Już nie jest jak dawniej, ale za każdym razem to wraca w pojedynczych, małych elementach, które zaraz potem odchodzą. Dużo sceptycyzmu, za mało spontaniczności.
Słaby punkt.
We mnie działa rzadko, w chwilach słabości. I to mi pasuje, bardzo.
Już nie chcę nic więcej. Chcę tego co jest.
Tak niewiele, a tyle zmienić... Tak niespodziewanie, szkująco. Ale dlaczego?! Było tak dobrze... Zawsze musi się tak kończyć? Teraz choćby nie wiem co ryska zostanie, mała, maleńka. Moja własna. Kolejna? Gorsza od innych.
Troszkę czasu-tyle zdarzeń. Dziękuję za wszystko.
Chcę na mecz, tak bardzo chcę <3
Moje miejsce na świecie, moja miłość.
https://www.youtube.com/watch?v=RmNTAvnSais